Dziesięć lat po Floridzie: jeszcze raz o miastach kreatywnych

Data publikacji: 30.09.2014
Średni czas czytania 11 minut
drukuj
Koncepcja klasy kreatywnej Richarda Floridy nie obroniła się przed procesem, któremu ulega wiele popularnych i błyskotliwych teorii. Po zachwytach nadszedł czas na rozliczenie custom writing paper efektów. W ich obliczu „Narodziny klasy kreatywnej” czytamy dziś inaczej, niż kilka lat temu.

Z książką Floridy krytycznie rozprawili się już na łamach tego bloga m.in. Joanna ErbelPaweł Marczewski. W tym roku mija dwanaście lat od ukazania się jej pierwszego wydania, dlatego można już coś powiedzieć o efektach wprowadzenia teorii w życie.

Koncepcja kreatywnego miasta i klasy kreatywnej to jedna z najskuteczniej spopularyzowanych teorii kultury w ostatnim dziesięcioleciu. Richard Florida, autor wydanej w 2002 roku książki „Narodziny klasy kreatywnej” (polskie wydanie w serii Kultura się liczy w 2010) zyskał miano jednego z najbardziej pożądanych konsultantów w obszarze polityki miejskiej. Nagle każdy chciał mieć u siebie drugi Nowy Jork czy San Francisco, a teorie profesora z Uniwersytetu Toronto dawały dowody na to, że więcej artystów, gejów i emigrantów oznacza dla miasta szansę przeistoczenia się w kultową metropolię. Napływ wysokiej klasy profesjonalistów (zwłaszcza freelancerzy z branży hi-tech) ma doprowadzić do wzrostu ekonomicznego i dobrobytu miast poprzez stworzenie klimatu biznesowego dla tropiących talenty inwestorów.

Funky and creative?

Jako pierwsi do konfrontacji teorii z praktyką przystąpili Amerykanie. Florida w swoich badaniach bazował na amerykańskich miastach i to właśnie w Stanach Zjednoczonych „geografia kultowości” (ang. geography of coolness) miała przynieść największe efekty. Tymczasem, jak pisze Alec MacGills w magazynie American Prospect (2009), po tym, jak Florida ruszył na ratunek postindustrialnym, podupadłym terenom Rust Belt na północnym-wschodzie kraju (notabene inkasując za to niemałe sumy) musiał przyznać, że „niewiele można zrobić, by zatrzymać te miejsca przez upadkiem”. Zamiast jednak przejmować się losem prowincjalnych miasteczek, Florida skupił się na rozwoju enklaw kreatywności, takich jak Seattle czy Austin w stanie Texas. Miasta te, według wskaźnika kreatywności opracowanego przez Floridę, znajdują się w czołówce miejsc najbardziej atrakcyjnych dla klasy kreatywnej, czyli tych profesjonalistów, którzy swoją twórczą pracą znacząco przyczyniają się do wzrostu gospodarczego: informatyków, naukowców, ludzi kultury, projektantów itp.

Na przykładzie Seattle Enrico Moretti w swojej książce The New Geography of Jobs (2012) ujawnia błąd tkwiący u podstaw teorii Floridy. To podupadłe niegdyś miasto z trudem walczyło o przetrwanie, ale w latach 80-tych firma Microsoft postanowiła przenieść tam swoją centralę z Nowego Meksyku. Ruch ten doprowadził do nagłego ożywienia gospodarczego miasta poprzez rozwój innowacyjnych firm i napływ kreatywnych ludzi, a w następstwie wzrostu dynamiki życia kulturalnego. To innowacyjny biznes, a nie geje czy artyści, był bezpośrednią przyczyną sukcesu Seattle, twierdzi Moretti. Demografia amerykańskich miast również zdaje się przeczyć teorii klasy kreatywnej. W ostatnich latach Atlanta, Houston, Dallas czy Oklahoma City odnotowały około 20-procentowy wzrost liczby ludności, w przeciwieństwie do dużo bardziej „kreatywnych” miejsc, jak Nowy Jork, Los Angeles, czy Chicago. Przyczyną jest przede wszystkim wzrost liczby miejsc pracy, jednak nie w przemysłach kreatywnych, tylko w przemyśle naftowym i rolnictwie.

Krytyka Floridy wynika jednak nie tylko z tego, że jego teoria nie znajduje odzwierciedlenia w rzeczywistości, ale ma również swoje podłoże w niezgodzie krytyków na jej głęboko neoliberalny charakter. Dla Floridy liczą się bowiem wyłącznie względy i efekty natury ekonomicznej, pomija zaś fakt, że na rozwoju miast skorzystają tylko nieliczni „kreatywni” – egocentryczni single, poszukujący atrakcyjnych miejsc do życia. Florida w niewielkim stopniu interesuje się rodzinami i stwarzaniem im dogodnych warunków do życia, traktując amerykańskie przedmieścia z osiedlami domków jednorodzinnych jako temat passé. Joel Kotkin przywołuje przykład leżącego w pobliżu Nowego Orleanu Bywater, w którym efekt „ukreatywnienia” spowodował spadek liczby zamieszkałych ten obszar dzieci o 70% w okresie 2000-2012. Nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę efekt gentryfikacji, czyli wypychania poza coraz bardziej modne dzielnice tych, których przestaje być stać na czynsz. Ta „Soho-izacja” (od ubogiej dzielnicy Soho w Nowym Jorku, która przeistoczyła się w kultową dzielnicę modelek i luksusowych loftów) skutkuje pogłębiającą się nierównością społeczną i wykluczeniem osób biednych i emigrantów. Paradoksalnie, podczas gdy Florida uznaje obecność przedstawicieli różnych kultur jako element sprzyjający rozwojowi kreatywności, jego teoria przyczynia się do ich izolacji.

Kreatywna Europa

W Europie również zachwycano się teorią klasy kreatywnej, jednocześnie jednak środowiska kultury i akademickie z obawą przyglądały się jej bezkrytycznemu przyjmowaniu przez miejskich oficjeli.  Jednym z regionów, w których pojęcie kreatywności odegrało dużą rolę w polityce kulturalnej jest Skandynawia. Jednocześnie badania przeprowadzone przez zespół pięciu naukowców z Danii, Norwegii, Szwecji i Finlandii [] pozwoliły udowodnić, że teoria klasy kreatywnej jest nieadekwatna dla tej części świata. Badacze zauważyli, że Skandynawia i USA znacznie różnią się pod względem czynników geograficznych i demograficznych. Na terenie Stanów Zjednoczonych występuje znacznie większe zróżnicowanie pod względem rozwoju obszarów miejskich, podczas gdy na terenie Skandynawii rynek pracy, szczególnie w zawodach „kreatywnych” koncentruje się w stolicach. Atrakcyjność kulturalna miasteczek skandynawskich ma małe znaczenie w przyciąganiu kapitału ludzkiego, a profesjonaliści zjeżdżają do stolic ze względu na atrakcyjne miejsca pracy. W Finlandii 50% miejsc pracy w branży informatycznej znajduje się w Helsinkach, a tylko 9% w drugim co do wielkości regionie kraju, Tampere. Zbyt optymistyczne okazuje się być założenie, że w zawodach kreatywnych to nie ludzie podążają za pracą, a praca za ludźmi.

Negatywne skutki teorii klasy kreatywnej wymienia zaś Clemente J. Navarro Yáñez [], na przykładzie Barcelony i Madrytu. Koncentracja dużych projektów infrastrukturalnych w obszarze kultury, m.in. muzeów Thyssen Bornemisza i Reina Sofía w modnych i bogatych dzielnicach doprowadziła do centralizacji dostępu do kultury. Nastąpił wzrost gospodarczy miasta, ale jednocześnie pogłębiła się przepaść między bogatymi i biednymi.

Co było pierwsze – piękni czy bogaci?

Miastem, o które sprzeczają się zwolennicy i przeciwnicy Floridy jest Berlin. Adam Ozimek pisze dla Forbsa, że mimo niezaprzeczalnej kultowości Berlina jako mekki artystów i twórców, jest ono jednocześnie jedną z metropolii o największej liczbie bezrobotnych i prawie najniższej stopie wzrostu przychodów w Niemczech. Wśród bezrobotnych jest wielu „kreatywnych”, m.in. naukowców i artystów. Sam Florida twierdzi, że jego krytycy niewłaściwie interpretują fakty. Miasto owszem, nie należy do bogatych, przede wszystkim wskutek ucieczki wielu firm na Zachód w czasach NRD, m.in. Deutsche Banku, Allianz i Siemens. Ostatnie dekady odznaczają się jednak wzrostem atrakcyjności Berlina, zwłaszcza dla branży hi-tech, np. na lokalizację wybrał ją Twitter oraz setki start-up’ów. Florida broni się twierdząc, że jego krytycy za bardzo skupiają się na wątku przyczynowo-skutkowym oraz, że jego teorie odczytują zbyt dosłownie.  „Miasta, które inwestują ogromne sumy w megaprojekty, takie jak symfonie, opery i balety oczywiście mylą się, jeśli oczekują, że to działanie spowoduje natychmiastowy wzrost gospodarczy” – pisze Florida. Zarówno klimat biznesowy, jak i klimat ludzki (czyli stwarzanie mieszkańcom przyjaznego klimatu do życia) władze miejskie powinny rozwijać synchronicznie i błędem jest stawianie jednego ponad drugim.

Czyżby Floridzie od początku chodziło po prostu o to, że miejsca atrakcyjne do życia przyciągają dobrze wykwalifikowanych pracowników? A może wycofuje się obecnie z mocno podkreślanych wcześniej założeń, że liczba gejów i emigrantów podnosi atrakcyjność inwestycyjną miasta? Jeśli prawdą jest to pierwsze, koncepcja Floridy niczym nie różni się od już wcześniej istniejących teorii, np. Michaela Portera o budowaniu przewagi konkurencyjnej. Jeśli prawdą jest to drugie, to warto zastanowić się, czy nie stawia to pod znakiem zapytania innych teorii dotyczących kreatywności i jej wpływu na rozwój, na które tak mocno postawiły nie tylko ministerstwa kultury, ale i Unia Europejska.

dr Kamila Lewandowska

[] Andersen, K.V, Bugge, M., Kalsø, H., Isaksen, A., Raunio, M., 2010, “One Size Fits All? Applying the Creative Class Thesis onto a Nordic Context”, European Planning Studies, vol. 18, no.10

[] Yáñez, C. J. N., 2013, „Do Creative Cities Have a Dark Side? Cultural Scenes and Socioeconomic Status in Barcelona and Madrid (1991–2001)”, Cities 35

Zdjęcie: Some rights reserved by Kyle