Animacja kultury w przestrzeni otoczonej murem

Data publikacji: 03.10.2011
Średni czas czytania 16 minut
drukuj
Od kilku lat prowadzę projekty animacyjne z dziewczynami z zakładu poprawczego. Praca ta dała mi możliwość obserwacji specyfiki życia zakładowego i lokalnej kultury. Tekst ten opowiada o wymyślaniu i realizowaniu projektów „zakładowych” – od badania kontekstu, poprzez zadawanie pytań, tworzenie planów, po konkretne działania.

Kontekst

Widzę przestrzeń otoczoną murem. Boiska, malutka fontanna, bladoróżowy budynek, a w nim korytarze, pokoje, sala gimnastyczna, świetlice. Wszędzie kraty w oknach i kamery. Tak wygląda zakład poprawczy. Miejsce szczególne: generuje specyficzne warunki pracy animacyjnej, (wyznacza sposób funkcjonowania, stawia wyzwania, pewne rzeczy ułatwia, inne uniemożliwia). Pisze Lena Rogowska.

W środku kilkunastu dorosłych – wychowawcy, strażnicy, panie z kuchni – ludzie, zatrudnieni w zakładzie. Często są tu od kilkunastu, kilkudziesięciu lat. Świetnie osadzeni w tym miejscu, w tym kontekście. Mają swoje kubki, szafkę z kawą i cukrem. Wychowanki: kilkadziesiąt dziewczyn, często rozbieganych i rozkrzyczanych, rzadziej zamyślonych, wpatrzonych w niebo na papierosie, albo w telewizor.

I w końcu ja, animatorka kultury. Pierwsze, co czuję: jestem obca w tym miejscu. Nie mam własnego kubka, ani poduszki, jestem sama naprzeciwko całego tego świata. Po dłuższej pracy w zakładzie, wydeptuję swoje ścieżki. Są rzeczy, do których się dostosowuję, inne, których nie potrafię się nauczyć. Wiem, że robiąc projekt animacyjny pracuję nie tylko z dziewczynami, uczestniczkami projektu – pracuję też z lokalną kulturą, z przestrzenią, kadrą zakładu, wpływam na panujące tam zwyczaje.

Zakład jest placówką resocjalizacyjną – ogranicza wolność i wychowuje. Trzeba zrobić coś złego, aby tu trafić. Społeczeństwo zgadza się na zamykanie młodych ludzi myśląc, że w zamknięciu, nie zaszkodzą innym. Wierzy także, że młodzi ludzie po wyjściu z zakładu będą lepsi. Ograniczenie wolności, w przełożeniu na praktykę dnia codziennego, oznacza, że nie można wyjść poza bramy zakładu kiedy się chce, nie można oglądać kreskówki przy śniadaniu, spotkać się z przyjaciółmi, zamknąć się w pokoju. Są dziewczyny, które mieszkają w zakładzie cztery, czy pięć lat. Wychowanki zakładu przychodzą tu jako dwunasto- i trzynastoletnie dzieci. Wychodzą jako osoby – przynajmniej prawnie – dorosłe. Najpierw boją się tego miejsca, potem się w nim oswajają. Przez długi czas ich świat zaczyna się i kończy w zakładzie. I chociaż czasami mówią, że chciałyby, żeby było więcej przepustek i żeby brama była do połowy otwarta – to często nie odliczają dni do końca „wyroku”. Twierdzą, że zakład jest dla nich najlepszym miejscem. Dlaczego tak mówią? Przecież trzeba zrobić coś złego, żeby tu trafić – nie trafia się tu w nagrodę. A może uważają tak dlatego, że nie doświadczyły niczego lepszego?

Wymyślając projekty, które można zrealizować w zakładzie, obserwuję życie za murem. Widzę młode, bardzo różne dziewczyny, odgrodzone od interakcji ze światem. Takie zamknięcie nie sprzyja rozwojowi możliwości komunikacyjnych, umiejętności poruszania się we współczesnym świecie, zdobywaniu konstruktywnych doświadczeń. W powietrzu często wyczuwa się złość i napięcie – w zamkniętym środowisku emocje nie rozładowują się, lecz nawarstwiają – nie można po prostu wyjść, pobiegać po parku lub w jakiś inny sposób wyładować złości i frustracji. Zakład jest mikrokosmosem z bardzo silną kulturą lokalną: z własną hierarchią wartości, dopuszczalnymi sposobami działań, skomplikowanymi zależnościami, rzeczami, które się liczą i takimi, które nie mają znaczenia. Widać walkę o poczucie własnej wartości i o miejsce w grupie. Widać też poszukiwanie sprzymierzeńców, przyjaciółek, kogoś, na kim będzie można polegać. Każda dziewczyna, która trafia do zakładu ma za sobą osobne doświadczenia, bogatą indywidualną historię, różne szkolne sukcesy i porażki. Mieszkając tu wchodzi w rutynę życia zakładowego – pobudka o szóstej, wspólne posiłki, szkoła, praca. Pobyt w zakładzie wyrównuje i ujednolica – nawet, kiedy nie trzeba nosić uniformów.

Pytania

Jedno z najważniejszych pytań, jakie sobie stawiam tworząc „zakładowy” projekt, dotyczy tego, jakich narzędzi animacyjnych użyć – jakie fragmenty szeroko pojętej kultury mają w sobie potencjał dźwigni zmiany? Co będzie dla grupy angażujące, rozwojowe i użyteczne? Co mogę zrobić, żeby dziewczynom zamkniętym w zakładzie poprawczym otworzyć świat? Czym lepiej znam te dziewczyny, tym ważniejsze staje się też pytanie o to, co mogę zrobić, żeby inni zobaczyli jak bardzo te zamknięte w zakładzie dziewczyny potrafią być twórcze, interesujące, wspaniałe. Moje projekty skupiają się na poszukiwaniu takich metod kolektywnej pracy twórczej, która byłaby zrozumiała, sensowna i pociągająca dla osób, które kultury nie znają i nie lubią, a co więcej, często uważa się, że mają poważniejsze problemy do rozwiązania niż praca nad głosem, czy świadomością ciała. Paradoks systemu resocjalizacji polega na tym, że chce ona uczyć współistnienia społecznego poprzez odcinanie od społeczeństwa. Najważniejsze potrzeby, na które odpowiadają projekty animacyjne realizowane w zakładzie to neutralizacja sytuacji zamknięcia – „przeciwdziałanie murom”, ale również: rozwój indywidualnej ekspresji, praca nad poczuciem własnej wartości, zbudowanie przestrzeni wolności i wyrażania siebie samej.

Ważne jest stworzenie sytuacji, w której dochodzi do komunikacji, wymiany kulturowej pomiędzy grupami osób zagrożonych wykluczeniem społecznym a „resztą”, czyli tymi, którzy wykluczają lub są świadkami wykluczenia. Wielu osobom, dziewczyny z zakładu poprawczego, wydają się tylko niebezpiecznym, patologicznym elementem – konfrontacja z rzeczywistymi osobami zamkniętymi w zakładzie może pomóc przełamać to stereotypowe postrzeganie. Ważny jest również kontekst i środki komunikacji. Wypowiedzi osób zagrożonych wykluczeniem społecznym pojawiają się przeważnie w artykułach z brukowców, czy podrzędnych talk-showach. Taki kontekst kształtuje opowieść, wyznacza jej bieg, gettoizuje, nie prowokuje zmiany, utwierdza istniejący porządek i podziały społeczne. Za to opowiadanie o sobie przy użyciu środków artystycznych daje przestrzeń do przemyślanego i świadomego komunikatu. Taka wypowiedź może stać się ważna – może przywrócić podmiotowość osobie mówiącej, pomóc wyjść poza stereotypy i uprzedzenia, coś zmienić.

Obserwując praktykę zajęć artystycznych adresowanych do osób zagrożonych wykluczeniem społecznym, organizowanych w szkołach, ogniskach wychowawczych i ośrodkach zamkniętych, odnoszę wrażenie, że nie zawsze spełniają one swoją rolę, a czasami bywają wręcz  przeciwskuteczne. Zamiast włączać osoby wykluczone w główny nurt, marginalizują je jeszcze bardziej, infantylizują, traktują niepoważnie, używają schematów, które nie działają.

Jak na przykład organizacja konkursu, w którym prezentują się kolejno dzieci z Zespołem Downa, dziewczyny z zakładu poprawczego, osoby poruszające się na wózkach. Wrzucenie do jednego worka osób niepełnosprawnych umysłowo, niepełnosprawnych fizycznie i  niedostosowanych społecznie nie służy integracji, ani przeciwdziałaniu wykluczeniu. Ma się wrażenie, że osoba organizująca tego typu wydarzenie kierowała się założeniem, że wszyscy „nienormalni” zrobią „nienormalną sztukę”. Jest to założenie krzywdzące dla każdej z wymienionych grup. Nie lubię podziału na sztukę profesjonalną i amatorską, tworzoną przez osoby pełno- i niepełnosprawne. Wychodzę z założenia, że każda z tych osób może stworzyć prawdziwą, wartościową sztukę. Zadaniem animatora/ki jest tylko stworzenie warunków do uruchomienia twórczości. I potraktowanie efektów tej pracy serio.

Metoda

Metoda, którą rozwijam w projektach od kilku lat, polega na tworzeniu krótkich form narracyjnych. Wspólnie z uczestniczkami nagrywamy historie, wspomnienia, dźwięki miejsca, piszemy teksty. Dodajemy muzykę. Do współpracy zapraszam wybitnych artystów, którzy komponują podkłady i pomagają stworzyć ciekawe aranżacje muzyczne. Montujemy. Powstają z tego piosenki hip-hopowe, bajki, opowiadania. Instalacje video. Formy różne, ale mające jeden punkt wspólny – pozwalają powiedzieć o rzeczach ważnych.

Najważniejsze jest słowo – opowiadanie. W pierwszym projekcie dopisywałyśmy linijki i zmieniałyśmy słowa w istniejących już piosenkach. Później dziewczyny tworzyły piosenki same –na dowolny, lub zadany temat. Efektem półrocznych warsztatów jest spektakl, słuchowisko, lub multimedialny koncert.

Zajęcia

Tydzień po tygodniu jeździmy do zakładu. Przed wjazdem na jego teren trzeba się zatrzymać, zaczekać aż strażnik otworzy bramę. Głęboki oddech. Czasami ze strachem, czasami z niecierpliwością i tęsknotą – prowadzenie tych zajęć jest zawsze dużym przeżyciem.

Kiedy na początku projektu opowiadamy o planach i możliwościach – dziewczyny niecierpliwią się, nie chcą nas słuchać do końca. Są jakby obojętne na przyszłe wydarzenia – nie wierzą, że za pół roku wydarzy się coś o czym mówię dziś. O każdym planie/zamierzeniu trzeba im mówić wiele razy. Powtarzać, że za cztery tygodnie przyjedzie fantastyczny raper z Francji i poprowadzi zajęcia, za trzy tygodnie, za dwa, za tydzień. W pewnym momencie dziewczyny zaczynają wierzyć i czekać. Dlatego każdy projekt, który realizujemy w zakładzie jest również pracą nad poczuciem czasu.

Pobyt w zakładzie nie sprzyja rozwojowi myśli perspektywicznej i poczucia sprawczości – wszystko robi się tu na komendę, nie ma się wrażenia wpływu na rzeczywistość. Jest za to duże poczucie niesprawiedliwości i przypadkowości przydzielanych kar i nagród. Dziewczyny zawiodły się wiele razy na innych, nie wierzą w obietnice, polegają na tym, co jest tu i teraz. Nie wierzą też, że ich wysiłki podejmowane dziś mają wpływ na to, co będzie się działo z nimi za pół roku. Że możliwa jest zmiana. Że można się czegoś nauczyć. Jak brały po raz pierwszy do ręki mikrofon mówiły – „ale przecież ja nie umiem rapować.” Dla niektórych była to granica, której nie przekroczyły. Innym udało się pójść dalej.

Ważnym elementem projektu jest pisanie tekstów. W trakcie pracy zadajemy pytania: o czym jest ta piosenka? czy to właśnie chcesz powiedzieć? Powtarzałyśmy dziewczynom, że jak śpiewają – muszą wiedzieć o czym śpiewają, co to dla nich znaczy, o czym chcą opowiedzieć innym. Widziałam na ich twarzach zdziwienie, kiedy odkrywały, że słowa rzeczywiście mają znaczenie – że o miłości, nienawiści, nieszczęściu można opowiadać na wiele sposobów, a sformułowania, które pierwsze przychodzą do głowy, niekoniecznie wyrażają to, co na prawdę chcemy wyrazić.

Tworząc własne piosenki i bajki dziewczyny budują nowe określenia dla rzeczy i sytuacji, które je spotykają. Próbują nowych sposobów rozumienia. Zamiast pisać „zakład poprawczy” piszą „wieża”, „zamek” (kiedyś królewny bywały zamykane w zamkach), „miejsce, w którym ludzie nie odróżniają dobra od zła”. Ujęcie doświadczenia w ramy bajki lub piosenki stało się sposobem na powiedzenie rzeczy ważnych i trudnych.

Zakończenie

Tworzenie projektu to opowiadanie bajek z dobrym zakończeniem, modelowanie rzeczywistości. Pomimo trudności, z których wiele jest nieprzewidzianych, czasami bajki się spełniają. I spełniają się różne niemożliwe pomysły. Jak ten, żeby przylatywał do nas na zajęcia raper z Francji, albo żeby – jak rok temu – wystawić prawdziwy musical na zamkniętej stacji kolejowej. Najlepszym zakończeniem projektowej bajki byłaby trwała zmiana w sposobie funkcjonowania dziewczyn z zakładu w świecie – żeby „żyły długo i szczęśliwie”. Mam jednak świadomość, że udział w projekcie jest tylko jednym z wielu czynników, które o tym zadecydują.

I nawet jeśli dziewczynom nie będzie w życiu łatwo, tworzymy w projektach coś, co zostanie na zawsze, do czego mogą wrócić. Jakieś zakorzenienie, fragment własnego, bezpiecznego świata, świadectwo. Nawet jeśli światem tym miałaby być jedna piosenka. To można ją komuś pokazać, pochwalić się. A jak ktoś spyta – co robiłaś przez ostatni rok? – odpowiedzieć – pisałam piosenki. Zaśpiewać ci?

Lena Rogowska