ROMANTYZM BLOKOWISKA

Data publikacji: 17.11.2011
Średni czas czytania 11 minut
drukuj
„Nowa romantyka” – tak  opiniotwórczy miesięcznik „Stolica” ogłaszał w 1971 charakter osiedla, którego budowę na południowym krańcu Warszawy zaplanowano pod koniec lat 60ych. W prasie padały inne szumne frazy; „dzielnica przyszłości”, „osiedle młodych”. Od momentu zaanonsowania projektu wiadomo było, że chodzi o coś więcej niż produkcję kolejnego funkcjonalnego kompleksu mieszkaniowego zakrojonego na wielką skalę – między 30 a 40 tysięcy mieszkańców. Monotonia blokowisk dała się wszystkim we znaki. Atmosfera polityczna pierwszej połowy gierkowskiej dekady sprzyjała śmielszym inicjatywom. Cynizm poprzednich lat zastąpiła wiara w możliwość powrotu do „ludzkiego wymiaru” masowego mieszkalnictwa. Tekst Lidii Pańków.

Ursynów Północny od początku miał być eksperymentem urbanistyczno – społecznym. W takim duchu przystępuje do pracy pierwszy zespół architektów pod kierownictwem Ludwika Borawskiego. W składzie młodzi studenci; m.in. Andrzej Szkop i Jerzy Szczepanik-Dzikowski.   Projekt grupy wygrywa w 1971 konkurs zorganizowany przez SARP.

Rozwiązania uznaje się za ‚trafiające w sedno zagadnienia”. Jury docenia m.in. zróżnicowaną bryłę bloków, rozrzeźbienie krajobrazu w wyniku kształtowania ziemi pozyskanej w wykopach i korzystne dla budynków operowanie zielenią. Dla wszystkich tych zjawisk ukuto pojęcie „skali odrębności”, które oznaczało odejście od uniformizacji i sztampy budynków i ich wzajemnych relacji.

„Przyjęta zasada  różnicowania charakteru przestrzennego poszczególnych zespołów, wnętrz mieszkalnych jest prawidłowa dla dla opracowania projektu dużej dzielnicy mieszkaniowej” – czytamy w uzasadnieniu członków jury SARPu.

Negatywnym odniesieniem dla nowatorskiej koncepcji ursynowskiej jest m.in. przytłaczające skalą i jednorodnością Osiedle za Żelazną Bramą (1965-1972) oraz nieludzko długie a przez to surrealistyczne gdańskie falowce budowane na przełomie lat 60ych i 70ych

Pełna prezentacja zamysłu znalazła się w miesięczniku „Architektura” w 1975. W artykułach projektanci i powołani do   współpracy eksperci; psychologowie, socjolodzy, urbaniści, wykładają całość „mitu założycielskiego” Ursynowa. Ton tych tekstów zdradza entuzjazm, który trudno podejrzewać o nieautentyczny rys czy propagandowy napęd. Zespół ma już nowego koordynatora – Marka Budzyńskiego, który na prośbę kolegów – Szkopa i Dzikowskiego, wrócił do Polski z Danii po nagłej śmierci Ludwika Borawskiego. Zarażony „zdrowymi” ideami socjalizmu skandynawskiego, ma zamiar wdrożyć niektóre rozwiązania architektoniczne do planów ursynowskich. W głowie ma osiedlowe pralnie, zabudowę o niskich kondygnacjach i szereg propozycji sprzyjających tworzeniu się wspólnot.

„Byliśmy pozytywistami” – wspomina zaangażowany w projekt od samego początku architekt Włodzimierz Witaszewski zapytany o światopogląd, który stał u podstaw wizji urbanistycznej.

Nie awangardystami, socjalistami czy uzdrowicielami społeczeństwa. Choć wszystkie te elementy można w esejach i szkicach w archiwalnej „Architekturze” z 1975  znaleźć.

W swoistym manifeście wygłoszonym na antenie Polskiego Radia projektanci głosili: „Ursynów nie może stać się osiedlem – sypialnią. Chcemy by Ursynów był nie tylko anonimową jednostką rozliczeniową dla planistów, ale dzielnicą o własnym obliczu”. W kolejnych artykułach znalazły się szczegółowe omówienia planu rehabilitacji ulicy, postulat elastycznego charakteru mieszkań „modułowych”, rozległa koncepcja zazielenienia w mikro i makro skali, wintegrowania obiektów sztuki w architekturę a nawet powołania eksperymentalnego szkolnictwa o odrębnych od wdrażanych przez ministerstwo edukacji programach. Razem materiały te tworzą całość utopijną – zakładają możliwość zapewnienia mieszkańcom optymalnych warunków do godnego życia jednostkowego, rodzinnego i kolektywnego.

Ideą organizującą całość od strony „mapowania” miasta, jest zasada koncentracji liniowej – oznacza ona, że główna arteria osiedla, pod którą popłynie metro stanowi kręgosłup dla mniejszych, podłączonych pod nią ulic osiedlowych. Te z kolei skupiać mają sieć handlowo – usługową ulokowaną na pierwszym, parterowym poziomie budynków. Osiedlowe ciągi dla pieszych zostają odciążone z ruchu kołowego. Zgodnie z koncepcją, samochody dostawcze mają docierać do sklepów i zakładów „od tyłu” nie zakłócając ciszy i intymności ulic.To ciekawy, ekologiczny motyw, który dziś ze względu na dominujący w metropoliach styl życia, wydaje się idealistyczny. Tylko progresywne, zorientowane na przyszłość miasta Zachodniej Europy i Stanów Zjednoczonych, ograniczają strukturalnie ruch czterokołowy w swoim obrębie i promują transport rowerowy.

„W chwili, gdy oddajemy ten zeszyt do druku, Ursynów Północny jest jeszcze polem, lecz oczyszczonym z podmiejskich ruder i uzbrajanym w podziemne instalacje, oczekującym na wejście brygad budowlanych” – relacjonowali redaktorzy „Architektury”.

Budowa ruszyła w tym samym, jeszcze optymistycznym 1975 roku. Pierwsze budynki oddano do użytku w 1977.

W 1977 w wyniku porozumienia między Związkiem Artystów Polskich i Stołecznym Związkiem Spółdzielczości Mieszkaniowo Budowlanej na osiedlu Jary zorganizowano plener rzeźbiarski. Jego komisarz, Ryszard Stryjecki zaprosił do współpracy studentów i absolwentów warszawskiej ASP: m.in Ninę Mirecką, Stefana Wierzbickiego, Edmunda Majkowskiego. Powstaje seria obiektów z ceramiki, kamienia wapiennego i głazów narzutowych. Najsłynniejsza rzeźba to żelbetonowy „Chłopiec na koniu”, która stanęła „u podnóża” sztucznie usypanej Kopy Cwila zrealizowana przez Władysława Trojana. Stała się ona swoistą wizytówką tej części Ursynowa. O transporcie rzeźby powstał quasikomediowy film dokumentalny zatytułowany „Skupisko”. Triumfalny wjazd konia i jeźdźca na osiedle poprzedza radosny chór dziecięcy wykonujący hitowy przebój Krzysztofa Krwaczyka „Ursynów cię wita”. Nastrój tej produkcji jest zarazem sielankowy i upiorny.

 

Jak łatwo się domyśleć, realizacja ambitnego i wielowątkowego zamysłu nie przebiegła gładko. Odgórne dyrektywy, upór urzędników, pośpiech oraz nakładający sztywne ramy charakter prefabrykowanego budulca – betonowych płyt typu Szczecin i WK, uniemożliwiły „różnicowanie” brył budynków i terenu na zamierzoną skalę.

Wykonawcza klęska – bylejakość materiałów, niedociągnięcia w wykończeniach i wszechogarniający chaos związany z wieczną tymczasowością niektórych rozwiązań ukazany choćby w superpopularnym serialu „Alternatywy IV” były też wynikiem zapaści ekonomicznej, w jaki popadła PRL po złudnym okresie dobrobytu lat 70ych. Ursynów oddawano do użytku od na przełomie dekady schyłku i następnej, dramatycznego i obfitującego w kryzysy dziesięciolecia . Panowała zgoła inna atmosfera niż ta, którą anonsował magazyn „Architektura”. Słowem najlepiej wyjaśniającym rzeczywistość był już „deficyt”. Irean Bajerska, autorka planu zagospodarowania zieleni, we wspomnieniach mówi, że wizyty na osiedlu, którego kształt tak radykalnie odbiegał  od ambitnych zamysłów, sprawiały jej przykrość.

 

Trudno jednak ująć całość realizacji w kategoriach klęski. Mieszkańcy, którzy zasiedlili bloki pod koniec lat 70ych i 80ych, wielokrotnie wskazują na silne społeczne więzy, które przesądziły o ich przywiązaniu do dzielnicy. To właśnie tam realizował się etos skromnie żyjącej ale wyjątkowo kreatywnej i odpornej na indoktrynację władz, polskiej inteligencji. W czasie stanu wojennego działały na Ursynowie domowe teatry aranżowane przez aktywistów opozycji.

Próbę rekonstrukcji i demitologizacji utopijnych koncepcji urbanistycznych z zapałem realizowanych przez komunistyczne reżimy podjęli kuratorzy wystawy „Betonowe Dziedzictwo. Od Le Corbusiera do blokersów”, która odbyła się w 2007 r w warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej. Poza samą ekspozycją, zorganizowano cykl  paneli dyskusyjnych i wykładów. Zamysłem autorów wystawy była „próba zobaczenia blokowiska jako uniwersalnego doświadczenia społecznej i estetycznej przestrzeni” a nie reliktu patologicznego planowania państwowego. Podobny wydźwięk miała akcja społeczna „Od osiedla społecznego do osiedla strzeżonego” zorganizowana w ursynowskim gimnazjum przez wydawnictwo Murator i miesięcznik Architektura pod patronatem SARPu. W dobie brutalnego postkapitalizmu dającego cynicznym deweloperom wolną rękę w dysponowaniu przestrzenią wspólną, stylistyka blokowisk, miniona i na razie utracona hojność w operowaniu powierzchnią mieszkaniową, obfitość zieleni  oraz autentyzm międzyludzkich więzi, nadal mają niezaprzeczalną wartość. I choć zdegradowane utopie modernistyczne mają równie wielu rzeczników, co krytyków,  na razie nie doczekaliśmy się modeli alternatywnych.

Lidia Pańków – dziennikarka, redaktorka, współpracuje między innymi w „Dwutygodnikiem”