ZJAWISKO PIĄTE: POWRÓT POLSKIEGO EVERYMANA - Beata Stasińska

Data publikacji:
Średni czas czytania 5 minut
drukuj

Zacznijmy od przykrej wieści: długo oczekiwane Dzieje inteligencji polskiej pod redakcją profesora Jerzego Jedlickiego sprzedały się w blisko 40 milionowym narodzie w 500 egzemplarzach.
Fakt ten spotyka się z kolejną krytyką inteligencji polskiej, zwłaszcza tej uzurpującej sobie przez lata prawo do rządu dusz. Przedmiotem krytyki jest jej domniemana arogancja, paternalistyczny stosunek do niewykształconych warstw społecznych i wreszcie życie w złudzeniu, że wyznawane przez inteligencję wartości w zgoła naturalny sposób winny promieniować na resztę społeczeństwa.

Zacznijmy od przykrej wieści: długo oczekiwane Dzieje inteligencji polskiej pod redakcją profesora Jerzego Jedlickiego sprzedały się w blisko 40 milionowym narodzie w 500 egzemplarzach.

Fakt ten spotyka się z kolejną krytyką inteligencji polskiej, zwłaszcza tej uzurpującej sobie przez lata prawo do rządu dusz. Przedmiotem krytyki jest jej domniemana arogancja, paternalistyczny stosunek do niewykształconych warstw społecznych i wreszcie życie w złudzeniu, że wyznawane przez inteligencję wartości w zgoła naturalny sposób winny promieniować na resztę społeczeństwa. Tym większe było zdziwienie polskiego inteligenta, gdy po 1989 roku okazało się, że Polacy nie czytają książek, do dyplomu uniwersyteckiego mają stosunek użytkowy, a w hierarchii pożądanych dóbr i potrzeb nie widzą nic, co z kulturą miałoby jakiś związek. Co więcej, Polacy nie pamiętają albo nie chcą pamiętać wieloletniej pracy organicznej inteligenta, a już na pewno nie chcą go naśladować. Płacz za nim jednak nie ustaje, choć do końca nie jesteśmy pewni, czy jest to płacz nad grobem.

Wraz z pierwszymi wolnymi wyborami w Polsce na scenę polityczno społeczną wkroczyły nieodrodne dzieci demokracji i wolności: tak zwani zwykli ludzie, z takimi samymi prawami jak wykształcony obywatel i tak samo jak on próbujący odnaleźć się w nowej rzeczywistości. A świat stanął na głowie i z jego opisem nie radził już sobie ani literat realista, ani próbujący naśladować Gombrowicza miłośnik groteski i przerysowań, ani żaden nadwiślański Michel Houellebecq. Żadna wielka narracja, niczym epos lub dziewiętnastowieczna powieść nie powstały, bo powstać nie mogły.

Udawały się opowieści o wielkiej historii, ale snute z perspektywy małej wioski, jak w Prawieku i innych czasach Olgi Tokarczuk, udawały się demitologizujące Kresy książki, jak Boża podszewka Teresy Lubkiewicz Urbanowicz. Ratowały pamięć o historii nie wielkie freski, ale świadectwa wielokulturowego świata, których bohaterami byli zwykli ludzie. Nawet w literackich świadectwach Zagłady najmocniej brzmią opisy ich właśnie losów (proza Henryka Grynberga czy Idy Fink). PRL czasem dawał się obłaskawić (Madame Antoniego Libery, Seans Witolda Horwatha), ale już najnowsza historia stawiała opór tradycyjnej narracji. Wymóg uniwersalizacji tematu i adekwatności formy i języka do przedstawianego świata stały się dla polskich pisarzy największym wyzwaniem.

Z literackich interpretacji świata postawionego na głowie najdoskonalsza okazała się Wojna polsko ruska pod flagą biało czerwoną Doroty Masłowskiej, będąca literackim dokumentem epoki, wielkim powrotem polskiego everymana.

Silny z Wejherowa z wybuchową mieszanką myśli i śmietnikiem w głowie w tym szalonym i szaleńczo zmieniającym się świecie nie ma szans na chwilę ukojenia. Staje się przewrotną, ale jakże prawdziwą figurą polskiej zburzonej i próbującej ratować się tożsamości. Przeklęta wielość, przeklęta, paraliżująca możliwość wyboru i przeklęta niepewność. Wobec nich wszyscy jesteśmy równi.

Dokąd pójdziesz, Silny? Czy drogą emancypacji, populistycznej kontrrewolucji, czy może zmieszczaniejesz na neoliberalną modłę? Drzwi literatury stoją dla Ciebie otworem.

Polski everyman stoi też po drugiej stronie lady w księgarni. Domaga się szacunku dla siebie jako potencjalnego czytelnika. Tymczasem woli powieści sensacyjne, no może raczej filmy, ale już czeka na swojego pisarza.