Rehabilitacja farsy - Paweł Płoski

Date of publication:
Średni czas czytania 6 minutes
print
Szacowny Teatr Współczesny w Warszawie dał 25 stycznia 1992 roku. premierę farsy „Czego nie widać” Michaela Frayna w reżyserii Macieja Englerta. Komedia o podrzędnej trupie objazdowej, która wystawia banalną farsę, nie była zaskoczeniem dla bywalców teatru przy Mokotowskiej. Już od kilku lat Współczesny mierzył się z tym niskim gatunkiem. „Można mówić o jego rehabilitacji już choćby dlatego – pisała Kalina Zalewska – że jeden z bardziej znaczących teatrów w Polsce świadomie go propagował. Podnosząc poprzeczkę zespołom typowo komediowym pokazywał zarazem, swojej publiczności, że dobry teatr nie musi być wyłącznie poważny i zaangażowany”. Coś się zmieniło?
Szacowny Teatr Współczesny w Warszawie dał 25 stycznia 1992 roku. premierę farsy „Czego nie widać” Michaela Frayna w reżyserii Macieja Englerta. Komedia o podrzędnej trupie objazdowej, która wystawia banalną farsę, nie była zaskoczeniem dla bywalców teatru przy Mokotowskiej. Już od kilku lat Współczesny mierzył się z tym niskim gatunkiem. „Można mówić o jego rehabilitacji już choćby dlatego – pisała Kalina Zalewska – że jeden z bardziej znaczących teatrów w Polsce świadomie go propagował. Podnosząc poprzeczkę zespołom typowo komediowym pokazywał zarazem, swojej publiczności, że dobry teatr nie musi być wyłącznie poważny i zaangażowany”. Coś się zmieniło?

W dniach premiery publiczność najbardziej bawiły żarty na temat urzędu skarbowego, co uznawano za znak czasu. Nawet najwybitniejsi krytycy nie załamywali rąk nad wyborem repertuarowym. Ówczesny redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”, Andrzej Wanat zauważał: „W latach 1949–1980 szanujące się teatry prawie nie grywały sztuk tego rodzaju. Poważni krytycy o nich nie pisali. (…) Dziś farsa znów powraca na najlepsze sceny, a strażnicy powagi i repertuarowej godności polskiego teatru, ci sami często, którzy jeszcze niedawno lekceważyli jako zbyt błahe sztuki Acharda, Pagnola, nawet »różowego« Anouilha, bawią się dziś na Fraynie tak, jakby wszystkim dookoła chcieli oznajmić, że już mają poczucie humoru. Coś się zmieniło”.

Znaczące teatry dawały dowód rozumienia ducha czasów, potrzeb publiczności. I skutecznie reperowały teatralny budżet – państwowe dotacje obcinano. Kasowy tytuł to gwarancja stabilności. Farsę wstawiała i wstawia w repertuar większość polskich teatrów. Bo to się zawsze opłaca. Choć początkowo „z pewną taką nieśmiałością” polskie teatry traktowały możliwości komercyjne. Widomym dowodem hegemonii farsy był Raport o stanie polskiego teatru, z którego wynikało, że w roku 2001 najbardziej obleganymi teatrami w Polsce były Teatr Kwadrat i Teatr Komedia. Oba jako jedyne osiągnęły wtedy ponad stutysięczną widownię (odpowiednio 107 i 103 tysiące widzów). Lekki tytuł jest potrzebny teatralnej kasie nawet w najambitniejszym teatrze (Teatr Polski we Wrocławiu wciąż utrzymuje w repertuarze „Mayday” – premiera w 1992 roku!). Natomiast dyrektor Teatru Polskiego w Szczecinie, sceny uważanej za komercyjną, broni się stwierdzeniem, że od 1994 roku wystawiono tam tylko cztery farsy, które od lat cieszą się nie malejącym zainteresowaniem widowni. A ambitniejsze propozycje, w rodzaju „Fausta”, nie pozostają aż tak długo na afiszu.

Co jakiś czas recenzenci zwracają uwagę na absurd, że z publicznych dotacji jest finansowana premiera farsy, gdy w świecie takie tytuły wystawiają nastawione na zysk, prywatne przedsiębiorstwa teatralne. Stopniowo ta sfera się prywatyzuje – w wielkich miastach powstają teatry prywatne, zorganizowane jako spółki: Teatr Bajka, Wrocławski Teatr Komedia, Teatr Capitol, Teatr 6. Piętro. Ceny biletów na farsy w teatrach publicznych i prywatnych niewiele się różnią. Nie można więc powiedzieć, że dotacja pozwala obniżać ceny biletów. Urzędnicy zapowiadają zmiany.

Po premierze "Czego nie widać" Andrzej Lis notował: "Maciejowi Englertowi udało się skutecznie, a nawet brawurowo »sfarsować« zarówno swój zespół, jaki i swoją publiczność. To prawda, ale nie jestem pewien, czy to jest sukces". Przenikliwa uwaga. Rehabilitowanie farsy poprzez wpuszczenie jej na najznakomitsze polskie sceny było sukcesem na krótką metę. Wzorcowe wykonania nie wpłynęły na podniesienie "ogólnego poziomu" produkcji farsowej w innych teatrach. Po latach szczepionka okazała się wirusem, który popsuł markę tych wzorotwórczych teatrów. Coś się zmieniło.