Relacja z konferencji „Ekonomika kultury. Nowe wyzwania”

Date of publication: 24.09.2014
Średni czas czytania 16 minutes
print
Punktem wyjścia do sopockiego spotkania była refleksja nad terminem „ekonomika kultury”. Czy takie zestawienie słów to oksymoron i czy w ogóle można mówić o wspólnym języku ekonomii i kultury?

Według definicji dr hab. Doroty Ilczuk, ekonomika kultury poszukuje takich obszarów i mechanizmów polityki ekonomicznej, które można zastosować w kulturze. Należy przy tym pamiętać o uwzględnieniu specyfiki sektora kultury i aplikowaniu teorii dla niego adekwatnych. Innymi prawami rządzi się sektor publiczny i instytucje kultury, innymi sektor prywatny i podmioty działające w obszarze przemysłów kreatywnych. Czym różni się „zwykły” ekonomista od ekonomisty kultury? Ten pierwszy bezpośrednio i zwykle bezrefleksyjnie stosuje narzędzia ekonomiczne do oceny działalności kulturalnej, co dało o sobie znać m.in. na Kongresie Kultury Polskiej w Krakowie (2009). Ten drugi zna specyfikę funkcjonowania instytucji kultury i wie, jakich pojęć i teorii ekonomicznych należy w stosunku do niej używać.

Ekonomika kultury jest dziedziną młodą, jej geneza sięga lat 60-tych XX wieku. Rozwijana przede wszystkim w krajach anglosaskich, przez takich ekonomistów jak J. Mark Schuster, czy niedawno zmarły Alan T. Peacock, rozpoczęła się od dyskusji o zasadności publicznego finansowania kultury. Dziedzina ta zajmuje się jednak nie tylko kwestiami finansowania, bo w obrębie poruszanych przez nią tematyk znajduje się, m.in. kształtowanie preferencji konsumentów, czy historia myśli ekonomicznej.

Przez wielu tradycyjnych ekonomistów dziedzina ta jest wciąż niedoceniana. Twierdzą oni, że nie ma różnych ekonomii – jest jedna, uniwersalna. Z takiego sposobu myślenia wynikają jednak konflikty ekonomistów ze światem kultury, który posługuje się często skrajnie innymi argumentami. Działalność ekonomistów kultury, w obliczu braku wspólnego języka, pozwala budować porozumienie między dwoma światami. Przykładem jest David Throsby, uważany za guru współczesnej ekonomiki kultury (w serii „Kultura się liczy” ukazała się jego książka Ekonomia i kultura), który definiuje pojęcia takie jak „dobra kultury”, czy „kapitał kulturowy” tak, aby ekonomiści je zrozumieli i uznali (wskazuje na istnienie wartości kulturowej obok wartości ekonomicznej).

Największym obecnie wyzwaniem ekonomiki kultury są przemysły kultury, czyli „produkcja i dystrybucja dóbr chroniona reżimem praw autorskich”. Prof. Ilczuk zauważyła, że na międzynarodowej konferencji ekonomiki kultury w Montrealu, która odbyła się w czerwcu tego roku dało się zauważyć powszechne rozumienie kultury w sensie „satelitarnym”, czyli biorącym pod uwagę cały obszar kultury (wraz z przemysłami kultury i kreatywnymi), a nie wyłącznie sektor publiczny i pozarządowy. W rozważaniach badaczy coraz bardziej popularne stają się takie pojęcia jak ekonomia doznań, miasta kreatywne, gospodarka kreatywna. Ekonomiści kultury muszą jednak jeszcze zmienić sposób myślenia o aktywności kulturalnej, którą jest już nie tylko wizyta w teatrze, ale również czytanie książki czy oglądanie kanału YouTube.

O dylematach związanych z polityką kulturalną miast mówiła dr Joanna Szulborska-Łukaszewicz. Oferta kulturalna ośrodków miejskich zależy w dużej mierze od decydentów. Choć ruchy obywatelskie w kulturze spowodowały włączanie organizacji pozarządowych do procesów decyzyjnych wydaje się, że efekty tych działań są dziś raczej połowiczne. Nie nastąpiła decydująca zmiana w kulturze, bo po wypaleniu się energii aktywistów miejskich nie znaleziono pomysłu na wspólny model zarządzania kulturą w mieście (pisał o tym Dragan Klaić w swojej książce „Resetting the Stage”).

Choć samorządowcy zaczynają być zainteresowani zarządzaniem kulturą, nie podejmują działań w obszarze wspierania przemysłów kultury i podmiotów prywatnych. Problemem jest również finansowanie instytucji kultury. W Krakowie pomimo ogólnego wzrostu wydatków na kulturę w ostatnich latach, zmalały wydatki na instytucje kultury. Jednocześnie samorządowcy oczekują od ludzi kultury, że znajdą środki na zniwelowanie luk w budżecie. Podstawowy problem leży jednak w braku wcześniejszego myślenia strategicznego, tzn. zanim wybuduje się imponujący gabarytowo obiekt należy mieć pomysł na jego zrównoważone finansowanie. W tym kontekście nagły przypływ środków z Unii Europejskiej okazał się pułapką, bo powstały wielkie gmachy, które pochłaniają ogromne środki finansowe. Nie znaleziono satysfakcjonującego modelu funkcjonowania instytucji, mimo różnorodnych pomysłów, m.in. przejmowania instytucji przez fundacje lub zmiany ich w spółki.

Wątpliwym pocieszeniem może być fakt, że nie tylko polskie samorządy mają tego typu dylematy. W wydanej w 2012 roku monachijskiej publikacji „Der Kulturinfarkt” autorzy wskazują, że środki na kulturę (9 mld euro) są w Niemczech marnotrawione, bo przeznaczane są na wielkie instytucje kultury i festiwale, których oferta jest bardzo podobna („wszystkiego jest za dużo i wszędzie to samo”). Autorzy proponują zróżnicować cele wydatkowania środków i w większym stopniu uwzględnić działalność amatorską, przemysły kultury, wyższe szkoły artystyczne, edukację kulturalną.

Ewa Gruszka swoje wystąpienie pt.: „Ekonomiczne uwarunkowania decyzji repertuarowych w instytucjach muzycznych” rozpoczęła od tezy, że po raz pierwszy w historii muzyki w repertuarach oper znajdujemy więcej nazwisk dawnych, nieżyjących kompozytorów niż twórców współczesnych. Tezę tą poparła zestawiając repertuary oper z początku XX wieku (Puccini, Bizet, Wagner, Offenbach) i końca XX wieku (Mozart, Humperlikck, Smetana, Offenbach). Jedną z przyczyn wskazanego zjawiska jest zanik relacji mistrz-uczeń, związany z instytucjonalizacją edukacji artystycznej. Uczniowie szkół muzycznych przyswaja to, co powinni wiedzieć według programu edukacji, co zniechęca do eksperymentów i awangardy.

Duży wpływ na repertuar mają jednak również czynniki ekonomiczne. Jednym z najbardziej znanych twierdzeń w ekonomice kultury jest tzw. prawo Baumola, które mówi, że postęp technologiczny nie jest w stanie zwiększyć efektywności w kulturze. Przykładowo, kwartet smyczkowy zawsze będzie wymagał wkładu pracy czterech muzyków i nie da się ich zastąpić maszynami lub technologią bez obniżenia jakości wykonania. Ewa Gruszka postanowiła jednak pokazać przykłady współczesnych muzyków, którzy przy wykorzystaniu najnowszych technologii przełamują tę trudność, m.in. YouTube Symphony Orchestra. Jeśli przy zastosowaniu najnowszej technologii jeden muzyk może naśladować grę kilkunastu instrumentów, czy prawo Baumola nadal obowiązuje?

Ożywioną debatę sprowokował Bartosz Mioduszewski, występując w roli praktyka z organizacji pozarządowej, z prezentacją pt: „Kiedy wsparcie publiczne zakłóca warunki uczciwej konkurencji na rynku kultury”. Krytycznie odniósł się do obowiązującego modelu interwencjonizmu państwa w kulturze, który, zdaniem prelegenta, stwarza preferencyjne warunki funkcjonowania instytucjom kultury. Szczególnie dojmujący jest fakt, że państwo wspiera instytucje, które ze względu na mało ambitny program powinny funkcjonować na zasadach komercyjnych. Dotując takie instytucje jak Stołeczna Estrada, państwo subsydiuje działalność komercyjną, a nie artystyczną. Ponadto, funkcjonowanie instytucji kultury stwarza warunki nieuczciwej konkurencji, ponieważ stanowi barierę wejścia na rynek podmiotom prywatnym. Bartosz Mioduszewski stwierdził, że dużo bardziej efektywnym sposobem wydatkowania środków na kulturę byłoby przekazanie ich organizacjom pozarządowym, nie zaś ospałym, nieskorym do innowacji instytucjom kultury, których widownie świecą pustkami. Tymczasem polityka finansowania uniemożliwia organizacjom pozarządowym pozyskiwanie środków ze względu na wymóg dużego wkładu własnego.

Wystąpienie Bartosza Mioduszewskiego wywołało żywe reakcje publiczności. Udowadniano, że istnienie instytucji jest konieczne, bo to one długoterminowo gwarantują dostęp do kultury. Cytowano wyniki badań – gdyby nie dotacje, bilet do teatru kosztowałby 600 zł, czyli dużo powyżej możliwości przeciętnego Polaka. Ponadto, instytucje kultury zatrudniają artystów i zapewniają im świadczenia socjalne, których organizacje pozarządowe nie mogą im zaproponować. Nieuzasadnione jest również przekonanie o niereformowalności i zamknięciu instytucji kultury, bo europejska polityka grantowa zmusiła je do podejmowania współpracy z innymi podmiotami, m.in. artystami, organizacjami pozarządowymi.

Dr hab. Mirosław Filiciak w swoim wystąpieniu poruszył kwestie, o których była mowa podczas spotkania Kultura-Biznes-Media. W swoim wystąpieniu prelegent przeanalizował wpływ, jaki na instytucje kultury wywarł rozwój nowych technologii. Według prelegenta, doprowadził on do instytucjonalizacji praktyk w kulturze, jak również do otwarcia się instytucji, które zaczęły udostępniać swoje zbiory w Internecie. Dla ekonomistów kultury ważne jest w tym kontekście nowe rozumienie praktyk kulturalnych, które wybiegły daleko poza uczestnictwo w zinstytucjonalizowanej kulturze „elitarnej”. Instytucje kultury również powinny dostrzec przemianę w kierunku „wszystkożerności” w kulturze i oprzeć relacje z widzem o praktyki związane z włączaniem społecznym i angażowaniem nowej publiczności.

Prof. Bohdan Jung również nawiązał do kwestii omawianych podczas konferencji Kultura-Biznes-Media. W wystąpieniu pt.: „Życie i praca w gospodarce kreatywnej – nowe wyzwania dla ekonomiki kultury” mówił o zjawisku „kulturalizacji gospodarki”, a także uwarunkowaniach życia i pracy w gospodarce kreatywnej. Rolę kultury w gospodarce zilustrował przykładami wynikającymi z ekonomii doznań oraz scharakteryzował klasę kreatywną w Polsce. Konkurencyjność międzynarodowa zależy od zdolności do przyciągania utalentowanych ludzi, których wyróżnia wysoki poziom kreatywności, pasja i zaangażowanie emocjonalne. Gospodarka powinna nadążać za potrzebami takich osób, zapewniając im nietypowe, indywidualnie dopasowane warunki pracy oraz możliwość zaspokajania potrzeb, zarówno konsumpcyjnych, jak i kulturalnych, 24 godziny na dobę.

O uwarunkowaniach rynku pracy artystów i twórców w Polsce mówiły dr Teresa M. Dudzik i Ewa Gruszka. Prelegentki przedstawiły wyniki badań ilościowych i jakościowych, przeprowadzonych w metropolii warszawskiej oraz na toruńsko-bydgoskim obszarze metropolitalnym. Głównym celem badań było uzyskanie odpowiedzi na pytanie, czy i w jaki sposób dokonały się przemiany na rynku pracy artystów, a konkretnie: czy rozwój sektora kreatywnego zwiększył szansę polskich twórców.

Badaczki przyjęły, że artystą jest osoba, która w ciągu ostatnich pięciu lat minimum 50% swoich przychodów uzyskała z działalności artystycznej. Wśród badanych znaleźli się muzycy, tancerze, literaci i artyści wizualni. Wyniki badań pozwoliły stwierdzić, że dominującą formą zatrudnienia w kulturze jest umowa o dzieło, tylko ok. 25% respondentów jest zatrudniona na umowę o pracę. W konsekwencji, jako największą przeszkodę w wykonywaniu zawodu artyści postrzegają brak zabezpieczeń społecznych. Jest to z pewnością jeden z podstawowych problemów polskiego sektora kultury i efekt braku zdecydowanych reform po okresie transformacji. Dostrzegają to sami artyści, którzy fatalnie oceniają politykę kulturalną w naszym kraju (ok. 70% artystów źle ocenia wsparcie władz państwowych). Wśród najbardziej pilnych kwestii wskazano, obok przepisów gwarantujących zabezpieczenie socjalne, konieczność podjęcia przez władze działań stymulujących popyt na dzieła artystów. Badaczki zauważyły również, że najbardziej na rynek nastawieni są artyści wizualni, największe oczekiwania w stosunku do władz mają natomiast muzycy i tancerze. Mimo niskiego poziomu profesjonalizacji rynku, czyli braku silnej pozycji agencji pracy i menedżerów, przedsiębiorczość jest przez artystów postrzegana jako cecha pozytywna i pożądana.

Prelegentki podsumowując stwierdziły, że zawodowa sytuacja twórców i artystów w Polsce nie jest adekwatna do zidentyfikowanej sytuacji związanej z rozwojem przemysłów kreatywnych. Jednocześnie jednak wskazały, że wzrosła międzygałęziowa mobilność siły roboczej, czyli zwiększyła się liczba miejsc pracy poza sektorem kultury. Wydaje się, że mimo niskiej podaży miejsc pracy związanych z wykonywaniem pracy artystycznej, artyści znajdują pracę w innych branżach. Jakich – na to wyniki badań nie wskazują, trudno jest więc stwierdzić, że negatywna teza jest w pełni uzasadniona (być może artyści znajdują pracę właśnie w przemysłach kreatywnych). Według badaczek, najpilniejszym zadaniem państwa jest pobudzanie popytu poprzez edukację kulturalną, a także wspieranie współpracy międzynarodowej.

***

Konferencja była wydarzeniem ważnym, biorąc pod uwagę zwłaszcza zaniedbanie tego obszaru nauki w Polsce. Ciekawe były nie tylko analizy w kontekście polskim, ale również szansa zapoznania się z trendami światowymi, prezentowanymi przez prof. Ilczuk po konferencji w Montrealu. Jedną z rewelacji była wiadomość o nowym kierunku ekonomiki kultury, tzn. odwrocie od niezwykle popularnych w ostatniej dekadzie badań wpływu kultury na gospodarkę i podkreślania jej instrumentalnego wymiaru. Następuje powrót do badań jakościowych kultury oraz skupienie się na koncepcji sztuki w wymiarze samoistnym, integralnym, tzw. „intrinsic value”. W myśl tej koncepcji, sztuka jest ważna sama w sobie, nie zaś przez wzgląd na jej znaczenie dla innych dziedzin życia.

dr Kamila Lewandowska