Migracja, strata i pamięć. Rosenblum swoim utworem zabiera głos w ważnej debacie dotyczącej współczesnego świata

Date of publication: 12.11.2019
Author: Marcin Majchrowski
Średni czas czytania 7 minutes
print

15 listopada koncert  Krakauer / Rosenblum / NOSPR / Gergov
zainauguruje II Międzynarodowy Festiwal Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej EUFONIE.

Migracja, strata i pamięć. Rosenblum swoim utworem zabiera głos w ważnej debacie dotyczącej współczesnego świata
Fot. mat. promocyjne / David Krakauer

Cienka, niedostrzegalna wręcz linia dzieli szczęście od tragizmu. Dużo mógłby na ten temat powiedzieć Josef Suk – kompozytor i skrzypek, jedna z najważniejszych postaci muzyki czeskiej przełomu XIX i XX wieku. Po latach podkreślał, że okolice roku 1900 były „najszczęśliwszym okresem jego życia”. Niedługo potem natomiast spadły nań dotkliwe ciosy: śmierć Antonína Dvořáka (maj 1904) – jego nauczyciela, mentora i zięcia, a kilkanaście miesięcy później (lipiec 1905) – ukochanej żony Otylii. Wydarzenia te stały się dla Suka inspiracją do stworzenia jego najważniejszego dzieła symfonicznego – monumentalnej, żałobnej II Symfonii c-moll „Asrael” op. 27.

15.11 | Krakauer / Rosenblum / NOSPR / Gergov | Kup bilet! →

W roku 1903 powstało natomiast Fantastické scherzo op.25 – niedługi orkiestrowy fajerwerk. Niewiele jest utworów porównywalnie barwnych, tak wszechstronnie wykorzystujących możliwości orkiestry. Scherzo dowodzi wielkiej inwencji melodycznej Suka, a jednocześnie podkreśla modernistyczny zwrot, jaki dokonał się w jego sztuce po roku 1900. Rozpoczyna się lekko i figlarnie, jednak wyczuwalny jest w tej muzyce pewien niepokój. Może tytułową „fantastyczność” wiąże Suk z nienazwaną demonicznością? Bliżej bowiem Scherzu do danse macabre – pomimo pogodnego, opartego na uporczywie powtarzanym motywie „walca” fragmentu środkowego – niż do radosnej „elficzności” spod znaku Mendelssohna. Prawykonanie odbyło się 18 kwietnia 1905 roku w Rudolfinum w Pradze.

Lament / Sabat czarownic, utwór skomponowany przez Amerykanina Mathew Rosenbluma w roku 2017, to jedno z jego najbardziej osobistych dzieł. Twórca wyraźnie podkreśla ów rodzinny wręcz kontekst: „dzieło dotyczy migracji, straty, pamięci i transformacji kulturowej. To hołd dla mojej babci, Belli Liss”[1].

Bella Liss cudem ocalała z krwawego pogromu ludności żydowskiej 15 lutego 1919 roku w Proskurowie (obecnie – Chmielnicki) na Ukrainie. Z miasta udało się jej wyprowadzić siedmioro swoich dzieci, a ósme – matkę kompozytora – urodziła w lesie podczas ucieczki. Lament powstał z myślą o konkretnym wykonawcy, świetnym klarneciście Davidzie Krakauerze, którego improwizacyjny styl gry jest jednym z najważniejszych komponentów muzycznej struktury. Jednak fundament utworu tworzy warstwa elektroniczna, powstała z wymieszanych terenowych nagrań ukraińskich lamentów oraz tekstów mówionych i śpiewanych przez Bellę Liss – w językach ukraińskim, rosyjskim i jidysz. Część z nich to często słyszane podczas uroczystości rodzinnych tragiczne opowieści o pogromie i przekraczaniu granicy. Komentują je orkiestrowe mikrotony i wymowne zapożyczenia z muzyki zachodnioeuropejskiej – sparafrazowane, karykaturalnie odmienione fragmenty ostatniej części Symfonii fantastycznej Hectora Berlioza. Epizody z Sabatu czarownic brzmią jak groteskowe memento, paradoksalnie symbolizują realny kontekst, podpowiadają słuchaczowi: „zło, nienawiść, ksenofobia są wszędzie! To nie jest wyimaginowana opowieść z dalekiej, a więc niemal nieistniejącej Europy Wschodniej, to może zdarzyć się tutaj, u Ciebie, w każdych czasach!”. Migracja, strata i pamięć – to najważniejsze przesłanie poruszającego Lamentu Rosenbluma. Kompozytor podkreśla, że tym utworem zabiera głos w poważnej debacie dotyczącej naszego świata: „mam nadzieję, że moja osobista podróż do korzeni, aby prześledzić i napisać historię mojej rodziny, pomoże [wiele] wyjaśnić i przyczyni się do bieżących debat dotyczących tych kwestii”[2]. Prawykonanie dzieła odbyło się 11 stycznia 2018 roku w Carnegie Music Hall w Pittsburghu.

Trzydzieści pięć lat wcześniej w Chicago zabrzmiała po raz pierwszy III Symfonia Witolda Lutosławskiego. Świat usłyszał tym samym jedno z największych arcydzieł muzycznych XX wieku. Utwór ten stanowi bowiem swoiste apogeum w dorobku kompozytorskim Lutosławskiego. Niby powstawał długo, od 1972 roku, ale – jak wspominał później kompozytor w rozmowie z Elżbietą Markowską – „dwa lata straciłem na główną część, którą całkowicie odrzuciłem. Nie ma z niej w III Symfonii ani śladu. Musiałem napisać coś innego. Poza tym pragnąłem, żeby to był utwór dojrzały, nie chciałem się spieszyć”.

Intensywny wysiłek twórczy skumulował się zatem w latach 1981–1983. To właśnie ten czas trudnych dni stanu wojennego odcisnął wymowne piętno na muzyce Lutosławskiego. I chociaż kompozytor starał się na ogół, by jego sztuka wolna była od aktualnych, bezpośrednich konotacji, to w przypadku III Symfonii uczynił symboliczny wyjątek, a w roku 1983 komentował: „czułbym się zaszczycony, gdyby udało mi się wyrazić coś, co może być związane z przeżyciami nie tylko moimi osobistymi, ale również innych ludzi […], byłby to dla mnie wyraz największego uznania”.

Lutosławski stworzył dzieło, które od pierwszych do ostatnich taktów nie pozostawia wątpliwości, że obcujemy z dramatem. Dramatyczny, wręcz brutalnie ostry jest czterodźwiękowy motyw otwierający III Symfonię (często zestawiany z „motywem losu” z Piątej Beethovena). To symboliczne motto, przywoływane w kluczowych momentach, wskazuje m.in. punkty zasadniczego podziału na część wstępną, główną (najbardziej burzliwą) i elegijny epilog. Andrzej Chłopecki bardzo trafnie ujął istotę tego utworu: „partytura modernistycznej racjonalności przesiąknięta romantyczną mową uczuć. Dlaczego to jest arcydzieło? Bo jest emanacją piękna”. Lutosławski zadedykował III Symfonię Sir Georgowi Soltiemu i Chicago Symphony Orchestra i w tym właśnie wykonaniu świat usłyszał ją po raz pierwszy w Chicago 29 września 1983 roku.

 


1, 2 Cytaty pochodzą z oficjalnej strony internetowej Mathew Rosenbluma.