Zmarł Kazimierz Karabasz

Data publikacji: 12.08.2018
Średni czas czytania 13 minut
drukuj

Reżyser dokumentalista, klasyk powojennego polskiego filmu dokumentalnego. Wykładowca, profesor i dziekan Wydziału Reżyserii PWSFTviT w Łodzi. Urodził się 6 maja 1930 roku w Bydgoszczy, zmarł 11 sierpnia 2018 w Warszawie.

Zmarł Kazimierz Karabasz
Bydgoska Aleja Autografów - Kazimierz Karabasz, 2008

Narodowe Centrum Kultury jest pomysłodawcą i fundatorem wręczanej od 2010 roku na Festiwalu Mediów „Człowiek w Zagrożeniu” nagrody „Cierpliwe Oko” im. Kazimierza Karabasza. W 2010 roku nakładem NCK ukazała się również kiążka Kazimierz Karabasz i jego uczniowie pod red. Wandy Mirowskiej zbiór wywiadów i wypowiedzi, które w sposób niezwykle sugestywny pokazują najróżniejsze oblicza Artysty.

O artyście

W 1956 roku ukończył Państwową Wyższą Szkołę Filmową w Łodzi. Od tamtej pory pracował jako dokumentalista w Wytwórni Filmów Dokumentalnych na ul. Chełmskiej 21 w Warszawie, współpracując z Polską Kroniką Filmową i realizując filmy dokumentalne - obecnie dla Studia Filmowego "Kronika". Wykładowca łódzkiej szkoły filmowej. Autor poświęconych filmowi dokumentalnemu książek: "Cierpliwe oko", Warszawa 1979, "Bez fikcji", Warszawa 1985 i "Odczytać czas", Łódź 1999.

Pierwsze dwa filmy dokumentalne, debiut Gdzie diabeł mówi dobranoc oraz kolejny Ludzie z pustego obszaru zrealizował wspólnie z Władysławem Ślesickim w 1956 roku. Wpisując się tymi obrazami warszawskiego Targówka i Pragi w zapoczątkowany przez inną dwójkę reżyserską, Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego, nurt dokumentu nazwanego wkrótce "czarną serią". Dokumentu, którego autorzy krytycznie, w przeciwieństwie do propagandowego optymizmu kina socrealistycznego, patrzyli na rzeczywistość.

Jak napisał Kazimierz Karabasz, nadchodził październik 1956 roku i pojawiła się możliwość "pokazania na ekranie rzeczywistości pełnej zgrzebności, zakłamania, obolałych miejsc - starannie dotąd przemilczanych". Wtedy też zaczęła się współpraca Kazimierza Karabasza z nieżyjącym już operatorem Stanisławem Niedbalskim, autorem zdjęć do większości jego filmów. Dwa powyższe filmy oraz kolejne, m.in. Z Powiśla, zrealizowane już samodzielnie przez Kazimierza Karabasza, były kontynuacją tematyki "czarnej serii". Surowości zdjęć towarzyszył w nich dość oszczędny gorzki komentarz. Była też w nich, odróżniająca filmy debiutujących wówczas reżyserów od większości produkcji ich poprzedników, którzy swoje filmy w znacznym stopniu inscenizowali, obserwacja prawdziwej rzeczywistości. Jednak reżyserowi nie odpowiadał ich doraźny interwencjonizm. Film dokumentalny zdawał mu się zbyt odległy od prawdy o bohaterach i rzeczywistości, od zwykłego życia. Prawdy, którą za włoskimi neorealistami, których jest Karabasz do tej pory wiernym uczniem, starał się uchwycić w kolejnych filmach, układających się w swego rodzaju serie. Najpierw serię poświęconą różnym zbiorowościom i ich pasjom czy pracy (Ludzie w drodze, Muzykanci, Węzeł), potem serię z bohaterem indywidualnym (Rok Franka W., Sobota, Przenikanie), wreszcie serię poświęconą swoistym syntezom społecznym (Próba materii, Pamięć). Takimi syntezami są też filmy z lat ostatnich: Portret w kropli, O świcie i przed zmierzchem, czy W pierwszej fazie lotu. Takiego określenia użył zresztą sam Kazimierz Karabasz, mówiąc o przejściu od filmu analizującego życie do filmu "starającego się syntetyzować życie zbiorowości".

Dziś nie zdajemy sobie sprawy, jakim przełomem w polskim filmie dokumentalnym były filmy Kazimierza Karabasza zrealizowane na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Trzeba było przełamać nie tylko stereotypy tematyczne, ale też wprowadzić wiele innowacji technicznych, które pozwoliłyby pokazać człowieka z innej niż dotychczas perspektywy. Chodziło o inne oświetlenie, które umożliwiłoby pokazanie człowieka w otoczeniu, w jego miejscu pracy, w plenerze, co zostało zrealizowane przez wprowadzenie górnego światła. Chodziło o odsunięcie się z kamerą od bohatera, tak by poczuł się on swobodnie, co umożliwiły długie ogniskowe, a przede wszystkim o uchwycenie nie tylko obrazu, ale też dźwięku. "Początek lat 60. to była ciągle jeszcze na Chełmskiej era dokumentu 'niemego' " - wspominał reżyser. Rejestrowano niemy obraz, dodawano komentarz, muzykę, efekty dźwiękowe, bohaterowie jednak milczeli.

"Zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze próby łowienia 'prywatności' ludzi muszą objąć także ich słowa", napisał w "Odczytać czas" o sobie i Stanisławie Niedbalskim.

Tak powstał jeden z jego najsłynniejszych filmów, przez Krzysztofa Kieślowskiego umieszczony pośród dziesięciu najważniejszych filmów dokumentalnych XX wieku, Muzykanci, opowieść filmowa o próbie orkiestry dętej tramwajarzy. A potem Węzeł, dokumentalny zapis pracy dyspozytorów na kolejowej stacji rozrządowej w Tarnowskich Górach. Jednak praca ma w tych filmach zupełnie inne znaczenie niż w socrealistycznych produkcyjniakach. "Jest - jak pisał Tadeusz Sobolewski - czymś, co ludzi podnosi, pozwala wydobyć z brzydoty, bezkształtu i smutku życia, prowadzi do piękna."

Zrealizowanym w 1967 roku pełnometrażowym portretem dokumentalnym Rok Franka W. przeszedł Kazimierz Karabasz do realizacji filmów z indywidualnym bohaterem. Jednak nie bohaterem z pierwszych stron gazet, ale jednym z wielu, w którego życiu pragnął dostrzec "coś istotnego i znaczącego". Wybrał bohatera startującego w życie, pochodzącego ze wsi dwudziestolatka Franciszka Wróbla, który przez rok pobytu w Ochotniczym Hufcu Pracy, na prośbę reżysera prowadził pamiętnik, rejestrujący zachodzące w nim przemiany. Podobnie było w filmie Przenikanie, którego bohaterkami uczynił dwie pochodzące z odległej prowincji, świeżo upieczone studentki SGGW.

W rozmowie z Małgorzatą Sadowską, zamieszczonej w poświęconej filmowcom-dokumentalistom książce Chełmska 21 mówił Karabasz, że zawód dokumentalisty polega na

"szukaniu drobnych elementów, składających się na - mówiąc nieskromnie - prawdę o człowieku". I dodawał, że "Uważne obserwowanie i gromadzenie szczegółów, z których składa się życie, jest w stanie taką prawdę uchwycić".

Tej dewizie jest wierny także w tych filmach, w których znów wrócił do bohatera zbiorowego, filmach o "sprawach", jak sam to nazwał, czyli pełnometrażowych dokumentach Próba materii (poświęcony trzem generacjom mieszkańców warszawskiej Woli) i Pamięć (o budowniczych Nowej Huty), powstałych na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Podobnie jak w kolejnych: Na przykład - ul. Grzybowska 9, Okruchy, Portret w kropli, O świcie i przed zmierzchem, wreszcie W pierwszej fazie lotu będącego opowieścią o młodych ludziach, którzy stają przed wyborem: życia zgodnego z czasem lub życia dającego mniej satysfakcji materialnych, ale stwarzającego możliwość samorealizacji.

Cesare Zavattini, do którego poglądów odwoływał się często Karabasz, powiedział, że powinno się codziennie rano wyczytać w radio nazwiska 15 osób z książki telefonicznej. Chodzi o to, żeby miały choć tę małą satysfakcję, że zostały przez kogoś zauważone, żeby choć w ten sposób oddać im sprawiedliwość. Jak? W wywiadzie udzielonym "Rzeczpospolitej" Kazimierz Karabasz mówił:

"Najprościej przez okazanie im szacunku. A w czym może się wyrażać nasz szacunek, kiedy mamy kamerę i mikrofon? W troskliwie przyjaznym i przychylnym wpatrzeniu się w życie człowieka, w jego egzystencję."

Temu samemu przesłaniu wierny był Kazimierz Karabasz jako twórca filmu fabularnego Cień już niedaleko i filmów telewizyjnych, jak Wędrujący cień czy We dwoje.

W 2004 roku Karabasz nakręcił jeden ze swych najbardziej osobistych dokumentów. "Spotkania" to autobiograficzny esej reżysera, który po kilkudziesięciu latach pracy z ekipą filmową sam wziął do ręki małą, nowoczesną kamerę cyfrową, by z jej pomocą nakręcić film podsumowujący dotychczasowy etap twórczości. "Spotkania" to podróż do wspomnień związanych z rodzinną Bydgoszczą, z łódzką szkołą filmową i z Wytwórnią Filmów Dokumentalnych w Warszawie. Reżyser rozmawia ze swoimi współpracownikami i przyjaciółmi: operatorem Stanisławem Niedbalskim oraz Janem Łomnickim. Wraca także do zarzuconych pomysłów sprzed lat. "Spotkania" to nie tylko reżyserskie podsumowanie, ale też próba odpowiedzi na pytanie: "co dalej?".

O czym ma mówić dokumentalista dzisiaj, w tej naszej szamotaninie i zagubieniu?” – pyta pod koniec filmu autor i dodaje: „Wszystko, co nas otacza, wydaje się dla dokumentu albo zbyt skomplikowane, albo banalne i oczywiste (...) Patrząc przez lupę mojej kamery myślę, że należałoby o każdej z tych osób zrobić osobny film. Tak z resztą jak o każdym z nas. Ale nawet wówczas byłby to tylko – jak napisał poeta – zawsze fragment."

W swym kolejnym dokumencie znów przyglądał się  malutkiemu wycinkowi rzeczywistości. "Za rogiem, niedaleko..." zrealizowane w 2005 roku było opowieścią o kilkorgu mieszkańcach kamienicy z warszawskiej ulicy Koszykowej. Karabasz przyglądał się  starszemu panu, który przez sześćdziesiąt lat jako treser zwierząt pracował na planach polskich filmów, młodemu chłopakowi, który rozpoczął studia w Akademii Muzycznej i panu Ryszardowi, który prowadzi Księgarnię Wydawnictw Niezależnych. Karabasz przyglądał się ich codziennemu życiu i pokazywał kres tego mikroświata: gdy do nieodległej Hali Koszyki wchodzi nowy inwestor, nad życiem mieszkańców kamienicy przy Koszykowej zaczynają gromadzić się chmury.

W 2006 roku Kazimierz Karabasz wrócił do jednego ze swych najwybitniejszych filmów "Pan Franciszek" był ponownym spotkaniem z bohaterem "Roku Franka W." z 1966 roku. Wówczas, w czasach PRL Karabasz przez okrągły rok obserwował życie wiejskiego chłopaka w Ochotniczym Hufcu Pracy. Towarzyszył bohaterowi w trakcie jego pracy i nauki w szkole wieczorowej. Po 40 latach Kazimierz Karabasz powrócił do swojego bohatera i sprawdził, jak potoczyło się życie pana Franciszka, który w 2006 roku przechodził na emeryturę.

Filmowy "Pan Franciszek" był kolejną w twórczości Karabasza próbą podsumowania jego dokumentalnego dorobku, podróżą do przeszłości i dopisaniem dalszego ciągu do historii sprzed lat.

Dwa lata później 78-letni reżyser nakręcił swój ostatni dotąd film - "Co w bagażu?", opowieść o maturzystach z Żyrardowa, ich nadziejach, przygotowaniach do egzaminu dojrzałości, o lękach i planach na przyszłość. 

Źródło: culture.pl