DO ŚWIATA, DO ŻYCIA

Data publikacji: 27.08.2013
Średni czas czytania 39 minut
drukuj

Anna Dominiczak

(wpływ wczesnych doświadczeń na osobowość i twórczość H. P. Lovecrafta)

W świecie miłośników fantastyki, a zwłaszcza weird fiction, fascynacja Lovecraftem, stworzonymi przez niego opowiadaniami oraz jego zagmatwaną osobowością urasta niemal do czci. Fani kolekcjonują różne wydania jego dzieł, zaczytują się esejami o nim lub obszerną, wspaniałą biografią autorstwa Joshiego, a nawet tworzą własne opowiadania zainspirowane cyklem Cthulhu.

Czcicielom Lovecrafta nie trzeba przybliżać sylwetki samotnika z Providence. Chciałabym jednak nakreślić jego portret, koncentrując się na okresie dzieciństwa i na młodzieńczych latach, czasie, który ukształtował jego osobowość, czasie pełnym odkryć, ale też skumulowanych strat, żałoby i smutku. Myślę, że tam właśnie można odnaleźć źródło przedziwnego klimatu Lovecraftowskich opowieści, w atmosferze bezimiennej trwogi, towarzyszącej chłopcu od najwcześniejszych lat.

 

1. Koniec zabawy

Pierwsze dwa i pół roku życia Lovecrafta to ciągłe przenosiny z miejsca na miejsce. Interesy prowadzone przez ojca – komiwojażera ‑ wymuszały częste podróże i zmiany domów, jak również dłuższe okresy jego nieobecności. O charakterze ojca niewiele wiadomo. Niecałe trzy lata po przyjściu na świat Howarda zapadł na tajemniczą chorobę i kolejne pięć lat spędził w Butler Hospital – przytułku dla umysłowo chorych.

W dokumentach medycznych Winfielda Lovecrafta z 1898 roku widnieje diagnoza „ogólnego paraliżu”. Dziś wiemy, że ojciec pisarza najprawdopodobniej cierpiał na kiłę, której symptomy przypominały psychozę. Pacjent przejawiał urojenia wielkościowe i prześladowcze, był agresywny i pobudzony, pojawiały się konwulsje i objawy demencji.

       W trakcie pięciu lat choroby męża Susie Lovecraft – matka Howarda ‑ przeżywała na zmianę chwile nadziei – gdy stan pacjenta chwilowo się poprawiał ‑ i załamania, gdy się pogarszał. Rok 1898 jest początkiem podupadania na zdrowiu psychicznym samej Susie. W karcie medycznej z Butler Hospital czytamy: „kobieta wąskich zainteresowań, która świadomość nadchodzącego bankructwa przypłaciła ciężkim przypadkiem psychozy”. Lata choroby Winfielda wyniszczały rodzinę również finansowo.

Przed chłopcem ukrywano naturę choroby ojca. Dorosły już Lovecraft w listach do przyjaciół wspomina o całkowitym paraliżu, którego ojciec doznał jakoby w wyniku bezsenności i przeciążenia układu nerwowego, co zmusiło go do spędzenia ostatnich pięciu lat życia w szpitalu. Albo Lovecraft tak mało wiedział o istocie tajemniczej choroby, albo tak bardzo chciał zachować w pamięci wizerunek sprawnego ojca. Jedno jest pewne, nawet jeśli w domu nie mówiło się o objawach jego choroby, do chłopca musiały docierać strzępki rozmów dorosłych ‑ informacje o przedziwnych, przerażających zachowaniach Winfielda i beznadziejnych rokowaniach. Więcej, zanim jeszcze 28 kwietnia 1893 roku pojawił się pierwszy dramatyczny epizod, pacjent mógł już przejawiać pewną dziwaczność lub niekonsekwencję w zachowaniu, niezrozumiałą i wywołującą lęk.

Gdy Lovecraft miał pięć i pół roku, zmarła jego babcia ze strony matki. Chłopiec nie był z nią wyjątkowo związany, jednak długotrwała, intensywnie manifestowana żałoba matki i ciotek wywarła na nim wstrząsające wrażenie. Nocami nękały go koszmary, w których pojawiały się polujące na niego istoty o przerażających kształtach. Po przebudzeniu rysował ich podobizny. Sylwetki fantastycznych stworzeń ze snów wiele lat później wplótł w swoje opowiadania.

Do snów przenikał klimat przygnębienia i beznadziei panujący w domu. Zarówno na jawie, jak i w sennych koszmarach chłopiec pozostał równie bezradny wobec niepojętego – zupełnie jak później główni bohaterowie jego tekstów.

Od momentu rozpoczęcia się hospitalizacji ojca centrum wszechświata młodego Howarda stał się jego dziadek – Whipple van Buren Philips. Opowiadał chłopcu niesamowite, wymyślane przez siebie opowieści, pokazywał wnukowi dzieła sztuki zebrane podczas podróży po Europie, wspierał jego ciekawość i zachęcał do eksplorowania starego domostwa przy Angell Street. W posiadłości dziadka młody Lovecraft urządził teatr lalkowy, założył własny ogród i godzinami oddawał się kopaniu kanałów nawadniających i wytyczaniu alejek. Oprócz tych niewinnych zabaw urządzał też takie, które mogłyby wywołać niemałe zdziwienie u kogoś przyzwyczajonego do typowych zabaw dziecięcych. Budował ołtarze ku czci wymyślonych bóstw, odprawiał rytuały wzorowane na greckich i śpiewał psalmy w stworzonym przez siebie języku. Taki był efekt jego fascynacji kulturą starożytnej Grecji, którą odkrył jakiś czas po baśniach braci Grimm i „Baśniach z tysiąca i jednej nocy”.

W wieku ośmiu lat Lovecraft czytał już poetów klasycznych, starożytne mitologie oraz opowiadania Edgara Allana Poe. Fascynowały go chemia, astronomia i historia, zwłaszcza XVIII stulecie. Jego wyobraźnia żywiła się tym, co abstrakcyjne, dziwne, fantastyczne i stare.

Śmierć ojca Howarda w 1898 roku była kolejnym dramatycznym, choć spodziewanym przeżyciem dla rodziny Lovecraftów. Po utracie męża Susie Lovecraft przelała na syna wszystkie swoje uczucia, ale w tym też rozczarowanie i zawód. Od wczesnych lat otaczała Howarda nadopiekuńczą i zaborczą miłością. Ich relacja nie była prosta. Susie pragnęła córki i kiedy urodził się chłopiec, przez jakiś czas ubierała go w sukienki. Według czołowego biografa Lovecrafta – S. T. Joshiego ‑ ten fakt nie miał żadnych konsekwencji dla przyszłego życia pisarza, jednak trudno uwierzyć, aby (przynajmniej początkowe) nieakceptowanie przez matkę płci syna nie wpływało na jego odbiór siebie.

Dzieciństwo Lovecrafta upływało mu dość samotnie. Większość czasu chłopiec spędzał z dorosłymi. Jego pierwsza próba rozpoczęcia nauki w szkole zakończyła się niepowodzeniem i „załamaniem nerwowym”. Chociaż w 1902 roku Howard wrócił do szkoły, w jego formalnej edukacji pojawiało się dużo przerw, wyjaśnianych później przez niego nerwowymi załamaniami. Howard często odczuwał bóle, które nie posiadały medycznego uzasadnienia. Na jego twarzy pojawiały się też nerwowe tiki, przypominające objawy pląsawicy Sydenhama.

Śmierć dziadka, będące jej następstwem trudności finansowe i przymusowe opuszczenie raju dzieciństwa – domu przy Angel Street ‑ Lovecraft przeżył jako ogromną traumę. Do tego stopnia nie mógł pogodzić się z utratą miejsca narodzin, że zaczął myśleć o odebraniu sobie życia. Miał wtedy trzynaście lat. Świat, który znał i kochał, rozpadł się na kawałki. A jednak głód wiedzy i zdolność do intensywnego przeżywania piękna powstrzymały młodego Lovecrafta przed podjęciem nieodwracalnej decyzji. W książce „Discovering H. P. Lovecraft”, Darrell Schweitzer we wzruszający sposób pisze: „Poważnie rozważając samobójstwo, zdecydował przeciwko[D.K.1]  na podstawie tego, że estetyczna przyjemność, jaką czerpie ze studiowania osiemnastego stulecia, delikatnie przechyla szalę na korzyść życia”.

W szkole średniej młody Howard odnalazł się nad podziw dobrze. Sporadyczne zatargi z nauczycielami, wynikające z buntowniczej, niepodległej natury pisarza, sporadyczne bójki czy przerwy w nauce nie miały wpływu na jego pozytywny odbiór szkoły. Po śmierci dziadka Lovecraft próbował powrócić do swej normalnej aktywności. Pochłaniał ogromne ilości książek, odnosił sukcesy w nauce, przyjaźnił się z braćmi Munroe. Planował studia na uniwersytecie Browna, marzył o astronomii.

Kto wie, jak potoczyłaby się jego akademicka kariera, gdyby nie czwarte załamanie. Skłoniło go ono do wycofania się ze szkoły przed uzyskaniem dyplomu i ukrycia się przed światem na całe pięć lat. Dlaczego? Joshi przypuszcza, że w tym czasie osiemnastoletni Lovecraft zdał sobie sprawę, iż praca w upragnionym zawodzie nie będzie dla niego możliwa. Pomimo wysiłków nie udawało mu się opanować matematyki, co stanowiło warunek podjęcia zawodu astronoma. Świadomość niemożności realizowania się w upragnionej pracy z pewnością była dla ambitnego Howarda druzgocąca.

Ale czy tylko taki był powód? Koleżanka ze szkoły średniej Lovecrafta wspomina o tikach, które mogły przerażać innych uczniów. Być może znów dała o sobie znać pląsawica Sydenhama. Może zmiany związane z dojrzewaniem, zachodzące w fizjonomii Lovecrafta, zawstydzały go tak bardzo, że wolał nie pokazywać się ludziom. Czuł się inny, nie przystawał do świata rówieśników. Najwyraźniej nie potrafił pogodzić się z odchodzącym dzieciństwem i dopasować do wymagającego świata dorosłych. „Dorosłość jest piekłem” napisał w liście do jednego z korespondencyjnych znajomych.

Dorosłość jawiła się Lovecraftowi jako odarta z radości, ponura. Wyobraźnia wciąż podsuwała mu wizje nieskończonych, kosmicznych przestrzeni. Lovecraft myślał o kruchości ludzkiego życia i o jego bezsensie. Wyrósł już z dziecięcych zabaw, w których mógł wcześniej odreagowywać swe lęki, uciekał więc w noc i mroczne fantazje.

Okres między osiemnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia pisarza był czasem smutku i pustki. W okresie tym na pewno zniszczył większość swoich najwcześniejszych tekstów. Z jego późniejszych listów do przyjaciół wiemy, że próbował odciąć się od świata. Zaciągał w pokoju zasłony, właściwie nie wychodził z domu. Chociaż nie porzucił swoich zainteresowań chemią, astronomią i literaturą, a także weird fiction, pisał bardzo mało.

 

2. Bezimienna trwoga

Można się domyślać, jaka atmosfera zapanowała w starym domu w Providence po rozpoczęciu się hospitalizacji Winfielda Lovecrafta. Od tego momentu młody Howard nigdy już nie spotkał się z ojcem. Matka próbowała ukrywać przed synem istotę choroby i jej objawy. Przytłoczona ogromem straty, zaabsorbowana swoim smutkiem i przestraszona rzeczywistością, podtrzymywała atmosferę sekretu, w której łatwo mogły rozwijać się lękowe fantazje.

Pojęcie nameless dread (‘bezimienna trwoga’) ukuł brytyjski psychoanalityk Wilfred Bion na określenie lęku, przeżywanego przez niemowlę, kiedy matka nie jest w stanie poradzić sobie z jego niepokojem. Uczucia niemowlęcia są dla niego nie do zniesienia. Komunikuje je za pomocą krzyku i płaczu. Zadaniem matki jest przyjęcie w siebie tych trudnych uczuć i „oddanie ich” niemowlęciu oczyszczonych z trwogi, zniesienie agresji dziecka i ukojenie go. Niezdolna do przyjęcia złości, przerażona lub nadmiernie martwiąca się matka wysyła dziecku komunikat, że jego uczucia są nie do przyjęcia, bo ona też sobie z nimi nie poradzi. Nie zostaje im nadany żaden sens. Dziecko pozostaje w poczuciu wszechogarniającej trwogi przed czymś, co nie ma nazwy.

Jako niemowlę Lovecraft dużo płakał i cierpiał na niemowlęcą kolkę. Susie, kobieta o słabych nerwach, prawdopodobnie wpadała w panikę i nie umiała ukoić dziecka. Zgodnie z ówczesnymi praktykami, Lovecraft został szybko odstawiony od piersi. Dorastając, przejawiał nerwowe zachowania, często chorował. Kruchy stan zdrowia syna zwielokrotniał obawy matki, wzmacniając jej nadopiekuńczość. Susie pozwalała mu unikać wszystkiego, co choć trochę budziło jego (a tym samym jej) lęk. Jej zachowania uniemożliwiały prawidłową separację dziecka (bardziej swojsko – przecięcie emocjonalnej pępowiny). Prawdopodobnie nieustanna koncentracja na Howardzie i wysiłki ochronienia go przed niebezpiecznym światem były próbą radzenia sobie Susie z własną depresyjnością. Mogły też wyrażać nieświadomą wrogość wobec dziecka. Joshi w ten sposób pisze o Susie Lovecraft: „Częstokroć snuje się przypuszczenia, że przelewała na swego syna całą nienawiść i obrzydzenie, jakie czuła do męża po tym, jak zaatakowała go kiła”. Matka Lovecrafta nigdy nie podniosła się po śmierci męża. Tak bardzo nie radziła sobie z bolesnym utratami, że zaczęła chorować psychicznie.

Dziecko potrzebuje od matki zdolności nadawania sensu jego przeżyciom, oswojenia jego strachów. Skoro przed chłopcem ukrywano prawdę o stanie ojca, musiał wyjaśniać sobie w jakiś sposób jego nieobecność, posiłkując się podsłuchanymi fragmentami rozmów, szeptów ciotek. Wyobraźnia pozostawionego samemu sobie chłopca tworzyła fantastyczne wariacje na temat tego, co działo się wokół. Jakkolwiek opowiadania o Cthulhu powstały dużo później, myślę, że idea zmarłych, ale oczekujących wskrzeszenia bóstw mogła mieć swoje źródło w najwcześniejszym okresie życia Lovecrafta. Czyż śpiący Cthulhu nie jest trochę jak ukryty, nieruchomy ojciec, nieznany i groźny, w wyobraźni urastający do rangi mitycznego bóstwa?

Dojrzewający Howard stracił chłopięcą urodę. Jego twarz wydłużyła się, szczęka wysunęła, przydając twarzy posępności. Pojawiły się problemy z zarostem. Lovecraft próbował pozbywać się wrastających w skórę włosów za pomocą gwoździ i pęsety, kalecząc policzki. Matka, być może nie umiejąc pogodzić się z tym, że syn przeistacza się w mężczyznę, utwierdzała go w jego poczuciu własnej brzydoty. Znajoma Susie wspominała, jak podczas wizyty, którą złożyła kobiecie „[…] pani Lovecraft bez przerwy opowiadała o swym nieszczęsnym synu, który jest tak odrażający, że ukrywa się przed ludźmi i nie wychodzi na ulice w obawie, że wystawiłby się na widok publiczny”.

Możliwe, iż właśnie niechęć do siebie i wstyd powstrzymywały młodego pisarza przed wychodzeniem z domu w trakcie pięciu lat między osiemnastym a dwudziestym trzecim rokiem życia. W opowiadaniu „Outsider” zawarł wątek autobiograficzny ‑ poczucie własnej odmienności i motyw wycofania się przed wymagającym światem rówieśników w sferę marzeń na jawie. Fragment, w którym główny bohater opowiadania napotyka swoje odbicie w lustrze, wydaje się też bardzo konkretnym przedstawieniem, w jaki sposób młody Lovecraft postrzegał swoją fizyczność, jak bardzo czuł się brzydki i spotworniały.

       Wyraźnie nie mógł pogodzić się z nadejściem dorosłości. Nagle nie umiał już cieszyć się tym, co niegdyś dawało mu radość. Zmianie ulegał nie tylko jego wygląd, ale też potrzeby i sposób widzenia rzeczywistości.

       Rozstawanie się z dzieciństwem przeżywał boleśnie, jak żałobę. Poodcinał więzi łączące go ze światem i zaszył się w pokoju za ciemnymi zasłonami. Aktywność ograniczył do minimum. Obniżeniu uległo jego poczucie własnej wartości, wiara we własne możliwości. Pogrążył się w stanie melancholii.

W odróżnieniu od żałoby, melancholia pojawia się w obliczu nieświadomej utraty. Jej obiekt może pozostawać abstrakcyjny, a pustka i brak doświadczane są bardziej na poziomie wewnętrznym niż zewnętrznym. Trudno dostrzec realną przyczynę zahamowania. Człowiek postrzega siebie jako gorszego, niegodnego miłości i zainteresowania.

Według Freuda niejednokrotnie to samoponiżanie melancholika jest wyrazem złości na bliską osobę, która zawiodła bądź odeszła. Zastanawiam się, czy kilkuletnie wycofanie się z życia Lovecrafta nie było też jedynym możliwym buntem wobec matki. Niewiele wiemy o tym, by Lovecraft kiedykolwiek wyrażał wobec niej gniew lub rozczarowanie. Bez wątpienia ta relacja była najbardziej decydująca dla jego rozwoju. Nie mogąc wprost wyrazić żalu i wrogości do słabej psychicznie, znerwicowanej matki, być może nieświadomie przeniósł te uczucia na siebie.

W tamtym czasie ukształtowała się już pesymistyczna, kosmiczna filozofia Lovecrafta, która wzrastała przez lata na gruncie jego licznych naukowych zainteresowań. Odkrycie znikomości znaczenia człowieka we wszechświecie, które wcześniej zachwyciło i porwało młodego Howarda, teraz zaczęło go przytłaczać, odbierając sens wszelkim działaniom.

 

3. Gorzki tryumf

Naturalnym etapem jest pojawienie się w dzieciństwie kompleksu Edypa. Konflikt edypalny u chłopca polega na kierowaniu do matki pragnień miłosnych oraz wrogości wobec ojca, który jawi się jako rywal. Ta wrogość rodzi u chłopca lęk przed karą, nazywany lękiem kastracyjnym.

Pozytywnym rozwiązaniem konfliktu jest zaakceptowanie pozycji ojca, również jako partnera matki, identyfikacja z nim, a w okresie dorastania poszukiwanie partnerki w środowisku rówieśniczym. Jeżeli jednak jest to niemożliwe, np. w sytuacji nieobecności ojca, zarówno dosłownej, jak i symbolicznej (gdy ten jest wycofany), może dojść do tzw. tryumfu edypalnego – zwycięstwa nad ojcem w rywalizacji o matkę. W jego efekcie podstawowym lękiem rządzącym chłopcem jest lęk kastracyjny. Kształtuje on osobowość chłopca, karząc mu unikać rywalizacji i tłumić popędowość, a w późniejszym okresie życia wycofywać się z relacji z kobietami.

S. T. Joshi zwrócił uwagę na wrogość Susie Lovecraft wobec przejawów dojrzewania syna. W trakcie rozwoju chłopca matka mogła wielokrotnie okazywać lęk przed tymi aspektami charakteru młodego Lovecrafta, które kojarzą z męskością. Młody Lovecraft, zidentyfikowany bardziej z matką i nieodseparowany od niej, przybrał pasywną, wycofaną postawę. Agresywne impulsy projektował w swoje utwory, tworząc galerię oryginalnych potworów i bóstw.

 

4. Obojętność kosmosu

Lęk przed niewiadomym, poczucie beznadziejności ludzkich działań w obliczu kosmosu i czającej się w nim grozy, osamotnienie głównego bohatera – wszystkie te czynniki tworzą niepowtarzalny klimat, przenikający opowiadania Lovecrafta. Jego opowieści oddziałują tak silnie na nas – czytelników – ponieważ zawierają lęk, osamotnienie i poczucie beznadziejności samego autora. Przywołują wspomnienia nienazwanych lęków, których doświadczaliśmy jako dzieci. Potwory Cthulhu śpiące na dnie morza są jak wyparte treści, czające się w nieświadomości – gdzieś na dnie aparatu psychicznego, gotowe wyleźć i pochłonąć bezbronną wobec ich mocy ofiarę. Lovecraft zawarł w swoich opowiadaniach dzikie, nieokiełznane impulsy, koszmary senne i fantazje. W ten sposób literacką fikcję uczynił prawdziwą.

W artykule „Pisarz i fantazjowanie” Freud pisze o tym, jak autor stara się zaskarbić sympatię dla swego bohatera i troskliwie go chronić, jak naraża go na wszelkie możliwe niebezpieczeństwa po to tylko, aby znów go uratować i umożliwić powrót w kolejnej odsłonie opowieści. Freud używa sformułowania „śniący na jawie”, aby podkreślić podobieństwo fantazji literackich do snu, w którym w zaszyfrowanej, metaforycznej formie pojawiają się nieuświadomione, często wstydliwe pragnienia. Postaci, występujące w dziele literackim, można potraktować jako spersonifikowane fragmenty życia psychicznego autora.

Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy Lovecraft chronił swoich bohaterów. Wydaje się raczej wystawiać ich na coraz większe próby, po czym odbiera im nadzieję. Bohaterowie Lovecrafta żyją w błogiej nieświadomości do czasu, gdy muszą stanąć oko w oko z niepojętym. Na początku próbują racjonalizować pojawiające się niepokojące sygnały. Systematycznie gromadzą fakty, szukając dla nich naukowego uzasadnienia. Aż skonfrontowani w kulminacyjnym momencie z istnieniem obcych kultur i cywilizacji, wobec których czują się bezbronni i nieważni, reagują przerażeniem i utratą zmysłów. Tak potworne jest uświadomienie sobie własnej znikomości. Życie nie może być już takie samo, jeśli wiemy, że gdzieś jest Cthulhu – „otchłań wrzasku i trwającego od niepamiętnych czasów obłędu, zjawisko będące zaprzeczeniem materii, siły i porządku panującego w kosmosie”.

Lovecraft przyglądał się ludzkości z perspektywy entomologa, badającego pod lupą mniej ciekawy okaz owada. Owad kontynuuje mozolną wędrówkę przez sekundę wieczności, nieświadomy swojego braku znaczenia. Człowiek próbuje nadać znaczenie działaniom i poszukuje sensu życia. To poszukiwanie jest syzyfową pracą. „Kamień, człowiek, planeta i wszechświat są równie bezużyteczne, tyle samo warte w pozbawionym celu i sensu kosmosie”. Dlatego w tych wysiłkach jest rozpaczliwa śmieszność.

Główni bohaterowie Lovecrafta – erudyci, uczeni, profesorowie akademiccy – przypominają jego samego, tak jakby pisarz w swoich opowiadaniach wciąż na nowo odgrywał historię swojego dzieciństwa. Podobnie jak pisarza od dziecka osaczała atmosfera choroby, śmierci i szaleństwa, tak coś złego, mrocznego i szalonego czai się w mroku wokół jego głównych bohaterów. Wiedza nie zdaje się na nic. Im bardziej racjonalnie starają się podchodzić do dziwnych sytuacji, tym większe ogarnia ich przerażenie, gdy przychodzi do konfrontacji z niepojętym.

 

5. Odzyskiwanie utraconego

„Artysta zmierza do wywołania w odbiorcy podobnej konstelacji nieświadomych uczuć do tych, które motywują jego akt twórczy”. Prawdopodobnie fantazje Lovecrafta o istotach spoza czasu nie wywoływałyby w czytelnikach takiego echa, gdyby nie poruszały uniwersalnych doświadczeń, jak pytania o rolę człowieka we wszechświecie, granice poznania czy genetyczne obciążenie. Opowiadania Lovecrafta są istną kopalnią pomysłów dla osób zafascynowanych tropieniem nieświadomych, symbolicznych przekształceń.

Nie szukając daleko: w „Widmie nad Innsmouth” mieszkańcy małego miasteczka powoli przeobrażają się w stworzenia z morza, będące ich przodkami. Ulegają degeneracji. Śledząc biografię młodego Howarda łatwo dostrzec, że pisarz musiał obawiać się dezintegracji własnej psychiki. Znerwicowana, powoli popadająca w paranoję matka, ojciec, który przed trafieniem do szpitala przejawiał szalone zachowania, powtarzające się w rodzinie migreny i nerwowe załamania sugerowały zwiększoną podatność Lovecrafta na chorobę psychiczną. Pisarz koncentrował się mocno na swoim zdrowiu i jego słabości przypisywał niemożność podejmowania zajęć, które absorbowały jego rówieśników. Traktował siebie z wyjątkową ostrożnością, jak gdyby przekazywane z pokolenia na pokolenie skazy rodzinne, uśpione w nim, mogły odżyć lada dzień i odebrać mu zmysły. Wydaje mi się, że między innymi tę obawę zawarł w „Widmie nad Innsmouth”. Jest ona bliska zupełnie ludzkiemu odczuciu, że tkwi w nas coś potwornego, nie do przyjęcia przez innych, co za wszelką cenę trzeba ukryć, aby nie doznać odrzucenia.

Pisanie opowiadań stało się dla dorosłego już Howarda przedłużeniem zabawy, która wcześniej pomagała mu porządkować jego wewnętrzny świat. W realnym życiu młody Lovecraft doznał niepowodzenia, dlatego zwrócił się ku fantazjom. Tworzenie pomagało mu przepracować konflikty i sublimować lęki, a inspiracją dla opowieści były sny i doświadczenia z dzieciństwa. I to dzięki tworzeniu Lovecraft powrócił do świata na zewnątrz, poprzez swoje dzieła nawiązując kontakt z czytelnikami.

Tekst „Outsider” jest jednym z najbardziej wyrazistych przykładów przepracowania przez Lovecrafta elementów własnej biografii. Główny bohater błąka się po labiryntowym zamku, studiuje stare księgi i marzy o tym, co znajduje się na zewnątrz. Jest sam i dopóki nie musi się konfrontować z innymi, nie dostrzega swojej odmienności. Nie ma od kogo się różnić. Funkcjonuje w rzeczywistości, której prawideł nie zna, ale do której przywykł.

Gdy opuszcza wreszcie zimne, ponure korytarze widmowego zamku, wyrusza na poszukiwanie tego, za czym od zawsze tęsknił – towarzystwa innych ludzi. Pokonuje wiele przeszkód, aby dotrzeć do miejsca tętniącego życiem i śmiechem. Jest pełen nadziei. Kiedy jednak pojawia się na sali balowej, wśród bawiących się gości wybucha panika. Przybysz nie rozumie jej powodu. Zaskoczony i zdezorientowany przemierza pustoszejącą salę, aż natrafia na Stwora, który budzi jego obrzydzenie i niechęć. Sparaliżowany strachem, rozumiejąc już, co przeraziło gości, nie potrafi się wycofać. Napotkana istota jest coraz bliżej. Bohater Lovecrafta wyciąga przed siebie dłoń w obronnym geście i natrafia na zimną taflę lustra…

„Outsider” jest swoistą autobiografią Lovecrafta, który podobnie dramatycznie przeżył konfrontację ze światem zewnętrznym, z rówieśnikami. Czuł, że do nich nie przystaje i na długi czas uciekł przed nimi w świat fantazji. W tym opowiadaniu, podobnie jak w wielu innych, odtworzył to, czego doznawał w swoim wnętrzu. Aby poradzić sobie z depresją, musiał znaleźć symboliczny wyraz dla tego, co utracił. Pisząc, dokonywał reparacji tego, co zostało w nim uszkodzone wskutek traumatycznych doświadczeń.

Ktoś mógłby teraz powiedzieć: jak to? Pisanie o potwornościach, dręczenie bohaterów opowieści i wywoływanie przerażenia u czytelników miałoby być próbą odzyskania utraconego, harmonijnego świata?

Twórczość ma to do siebie, że brzydotę zamienia w piękno. Lovecraft manewrował formą w taki sposób, aby jego świat odkrywał się przed nami powoli. Podczas lektury jego opowiadań czytelnik przeżywa estetyczną przyjemność obcowania z przyrodą Nowej Anglii, z fascynacją obserwuje zmienianie się kolorów w dziwnym meteorycie i w napięciu czeka na kolejne fakty z wyprawy ekspedycji badawczej w głąb Antarktydy. Skupisko szczegółów w „Zewie Cthulhu” i sposób prowadzenia narracji, z której stopniowo wyłania się pełen obraz istnienia tajemniczych istot, pozwala dostrzec staranność, z jaką pisarz tworzył powiązania między elementami swoich opowieści. W ten sposób konstruował dzieło sztuki. Ukazując destrukcję czy głębię rozpaczy, cały czas zachowywał równowagę między „złymi” i pięknymi elementami, a ustalając między nimi związki, porządkował własną wewnętrzną rzeczywistość.

 

       6. Do świata, do życia

Trudno mi się zgodzić z twierdzeniem Houellbecqa, że pisarz był „przeciw światu, przeciw życiu” i tę właśnie postawę prezentował w swoich tekstach. Według mnie twórczość Lovecrafta, choć miała źródło w przerażeniu, była bardziej sposobem komunikowania się ze światem niż manifestacją nienawiści do niego. Pisanie opowiadań, artykułów i setek listów do kolegów „po fachu” stało się najlepszym sposobem na poradzenie sobie z życiem i odnalezienie się w nim smutnego, introwertycznego chłopca z Providence. Pomimo grozy, ziejącej z opowiadań, są one „do życia i do świata”. Wyrażają fobie i obsesje mistrza horroru nadnaturalnego, piętnują świat zastany, ale jednocześnie tworzą więź między autorem a zafascynowanym czytelnikiem. Uruchomiając lawinę listów, zapładniając wyobraźnię pisarzy amatorów, stały się łącznikiem Lovecrafta z tą częścią świata, do której chciał wyciągnąć rękę.

Wróćmy do dwudziestotrzyletniego Lovecrafta, siedzącego na kanapie w swoim pokoju.

W latach dobrowolnego wygnania Lovecraft niewiele pisał, wiadomo jednak, że pochłaniał ogromne ilości książek i zaczytywał się prasą pulpową i groszowymi opowieściami. Opowiadania pewnego pisarza w jednym z ulubionych magazynów obudziły w nim taką irytację, że pod wpływem impulsu wysłał do wydawnictwa pełen sprzeciwu list. List wydrukowano. Między Lovecraftem a obrońcami pisarza nawiązała się burzliwa korespondencja, aż wreszcie Lovecraft, wypatrzony przez przewodniczącego Ruchu Amatorskiego Dziennikarstwa, otrzymał propozycję dołączenia do stowarzyszenia. Samotnik z Providence odebrał tę możliwość jako ratunek i przyjął ją z wdzięcznością. O tamtym czasie napisał w taki sposób: „W roku 1914, gdy świat amatorstwa wyciągnął do mnie życzliwą dłoń, byłem bliski zupełnej wegetacji, niczym najprymitywniejszy gatunek zwierzęcia”.

A jednak to Lovecraft pierwszy wyciągnął rękę. Gdyby zwyciężyła w nim tendencja „przeciw światu” nie wróciłby już z dobrowolnego wygania, nie podjąłby wysiłku nawiązania ze światem kontaktu. Chociaż pozostał introwertykiem, szukającym ukojenia w samotności, nie zamknął się na zawsze w swoim pokoju. Wkrótce jego opowiadania zaczęły ukazywać się drukiem w amatorskich pismach, zyskując uznanie miłośników weird fiction, pośród których Lovecraft wreszcie odnalazł swoje miejsce.

 

Anna Dominiczak

        

 

 

Bibliografia:

1. S.T. Joshi, H. P. Lovecraft. Biografia, Wydawnictwo Zysk i s-ka, Poznań 2010

2. Michel Houellebecq, Przeciw światu, przeciw życiu, Wydawnictwo WAB., Warszawa 2007

3. Darrell Schweitzer, Discovering H. P. Lovecraft, Wildside Press 2001

5. H. P. Lovecraft, Opowieści o makabrze i koszmarze, Wydawnictwo Zysk i s‑ka, Poznań 2007

4. Hanna Segal, Universitas, [w:] Hanna Segal, Marzenie senne, wyobraźnia i sztuka, Kraków 2003

5. Sigmund Freud, Żałoba i melancholia, [w:] Sigmund Freud, Psychologia nieświadomości”, Wydawnictwo KR, Warszawa 2009

6. Sigmund Freud, Pisarz i fantazjowanie, [w:] Sigmund Freud, Sztuki plastyczne i literatura, Wydawnictwo KR, Warszawa 2009

7. Piotr Drozdowski, Histeria i histrionia, cz. II (wykład), Szkoła Psychoterapii Psychodynamicznej, czerwiec 2005